sobota, 26 grudnia 2015

2.5 Zaufać... ale komu?

Tymczasem w Rzymie Krzysztof szykował się na wyjazd konno do Bagoto na trening. No i karnawał dobiegał końca, a to oznacza, że czas zaplanować imprezę na Ostatki. Wsiadł na konia o imieniu Samuraj i pojechał. Po drodze patrzył na swoje miasto czy wszystko jest jak być powinno. Watykan prezentował się okazale, mimo iż nie był skończony. Flaga upadłego Zakonu Templariuszy furkotała na wietrze, Papież nie chciał jej zdejmować, sentyment. Szpital od feralnego odpustu rok temu nie miał żadnych pacjentów. Dał koniowi sygnał do kłusa i na Samuraju pojechał do Bagoto.

Tam już Zuza ustawiała czworobok ujeżdżeniowy. Towarzyszył jej Nikodem ukrywający się od słońca pod parasolką. Przyjechał Krzysztof. Powitał się z zombie skinieniem głowy, z Zuzką już z uśmiechem. Duchownemu jednak uśmiech zszedł z twarzy jak tylko zobaczył czworobok. Nie lubił tej dyscypliny jaką jest dresaż.
-Ale ja nie znam programu i mam szybkiego Samuraja.
-To daj mi go, pokażę ci.
Wsiadła na konia zgrabnym ruchem i pogłaskała po szyi. Przyłożyła łydki do jego boków i rozpoczęła przejazd. Samuraj szedł bardzo posłusznie poznając jeźdźca: koń ten z pochodzenia jest bagocki. Nikodem podziwiał jak Zuza zgrywa się z rumakiem. Kiedy skończyła i zsiadła przekazała wodze właścicielowi. Ten wsiadł i przejechał ten sam układ. Poszło mu trochę gorzej no ale nie każdy się urodził z umiejętnościami! Dziewczyna doceniła jego starania i powiedziała co jest do poprawki. Kolejny przejazd już wyszedł lepiej. Nikodem cały czas obejmował Zuzę, która opierała głowę o jego ramię. Ilekroć Krzysztof zerkał w ich stronę to patrzał z obrzydzeniem. W jego oczach ich związek był grzeszny, niemoralny. Przecież tak nie można! Zombie istnieją wbrew zasadom wiary! Ale... Zuza to jego przyjaciółka. Musi popierać jej decyzje chociaż są często strasznie głupie.. wPodziękował instruktorce za jazdę i umówili się na kolejną za tydzień. Nikodem szepnął coś jej na ucho i poszedł w podziemia pospać. Ona poszła do socjalnego powypełniać kilka papierów, a Krzysztof pojechał do Rzymu.

W biurze Tessery pracowała Zuza. Musiała poprzyczepiać metki do nowych produktów w sklepiku jeździeckim. Pogłaskała nowiutki komplet w jasnoróżowym kolorze. Pomyślała, że idealnie pasuje na Castle i poszła do stajni sprawdzić. Tam klacz felińska już tylko czekała na nią wyciągając pyszczek do głaskania. Grzecznie dała sobie założyć ogłowie, siodło i nowy komplet. Robiło się ciemno więc poszły na halę. Było tam kilka niewielkich przeszkód i jedna wyższa. Castle wesoło stępowała rozgrzewając się i nie mogąc doczekać skoków: kochała to. Zuza podciągnęła popręg i zakłusowanie. Po rozgrzewce na drągach zaczęły się skoki. Klacz radośnie najeżdżała kolejne przeszkody jakby wysokość nie miała znaczenia. A dla kuca znaczenie ma duże. W rezultacie luźna jazda zmieniła się w całą masę skoków. Kiedy skończyły skakać po półtorej godziny Zuza poluźniła klaczy popręg i stępowały zadowolone z treningu. Castle by jeszcze chętnie pogalopowała ale co za dużo to niezdrowo. Amazonka wyciągnęła nogi ze strzemion i położyła się klaczy na szyi. Błąd. Zrobiła się noc, a co za tym idzie – potwory. Szybkie włożenie nóg, wyprostowanie, zaciągnięcie wodzy i ruszyły na pająka. Ciach – i nie ma. Za dużo potworów się nie narobiło: hala jednak była dość dobrze oświetlona. W rogu stał zombie... podejrzanie znajomy.
-Albert?
-Witaj! Jak miło Cię widzieć w swoim żywiole!
-Co tutaj robisz?
-Jest tu półmrok to przybyłem popatrzeć, a jest na co. Wszyscy których obserwowałem jak jeżdżą konno robili to od niechcenia. A Ty i twoja klacz wkładacie w to całe serce. Szacun.
-Bo się zarumienię.
Ale mimo wypowiedzianego sarkazmu zrobiło jej się miło i się uśmiechnęła.
-Lubię takie niedostępne.
Albert mrugnął okiem jednak Zuza się zbulwersowała.
-Ale ja nie lubię facetów co odbijają dziewczyny przyjaciołom.
-Nikodem to znajomy. Poza tym... marnujesz się z nim.
-Odejdź Albert. Odejdź!
Zawróciła Castle w miejscu i odjechała w kierunku stajni. Zombie jednak podbiegł i zagrodził im wyjazd. Klacz przerażona potworem stanęła dęba nieomal zrzucając amazonkę.
-Czego ty chcesz ode mnie?!
-Nikodem cię wykorzysta! Kolejny raz! Słyszałem kilka rozmów!...
-Nie gadaj mi takich bzdur i pozwól przejść! Nie chcę cię widzieć na oczy!
-Nie wiesz co tracisz. Pomyśl nad tym czego ci Nikodem nie dał a mogę ja. Pomyśl.
Oburzona dziewczyna spięła klacz mocno łydkami i wyjechały prawie taranując Alberta w przejeździe. Rozsiodłała ją, sprzęt odniosła do siodlarni i poszła do socjalnego spać. Za dużo wrażeń na ten dzień.