Wstawał
nowy dzień. Poprzedniego dnia sołtys niezbyt kogokolwiek widziała,
wszyscy byli czymś zajęci. Ale wyszła z domu i… było cicho. Nie
było nikogo. Zastukała do domu Klaudii i odpowiedziało jej echo.
To samo w pozostałych domach. Oprócz w domu kurii. Tam po
zastukaniu do drzwi odpowiedziało jej tuptanie nóg. Jednak nie był
to Herobrine, zauważyła walizki przed budynkiem. Otworzył jej…
Maciej. Zdziwiła się i to porządnie.
-Co
ty tu robisz?
Pytany
uśmiechnął się.
-Objąłem
to arcybiskupstwo. Jak widzisz to nikogo tu nie ma, łącznie z
Herobrine.
Sołtys
szerzej otwarła oczy.
-To
w takim razie… kto został?
-Ty,
Azz… i ja. I to tyle.
Bez
słowa udała się do domu. Dlaczego wszyscy się wyprowadzili? I to
tak bez słowa? Będąc w domu zadzwoniła do Papieża. Nie byli w
zbyt dobrych stosunkach ostatnio ale musiała się dowiedzieć co i
jak.
-Halo?
Tutaj…
-Dobra,
wiem kto, oszczędź mi tej litanii i mi powiedz jedną rzecz. Wiesz
kto został w okolicy?
-No
w zasadzie nie widziałem dziś Gasikota i Furhera a mieliśmy się
zobaczyć. Jak tak o tym myślę to dziwne.
Odłożyła
słuchawkę bez pożegnania. Azza też nie widziała w tym dniu.
Szybko ruszyła do domu obok.
-Adam?
O mój Boże!
Zastała
straszny widok. Adam stał pośrodku salonu z zakrwawionym mieczem w
ręku. Jego wzrok był wręcz demoniczny. To już nie był ten sam
Azz.
-Coś
ty zrobił?!
-Furher
musiał zapłacić za wszystkie krzywdy. Władza powinna być w
naszych… moich rękach! Moich rozumiesz?!
Zaczął
się niebezpiecznie zbliżać. Zuza nie miała dokąd uciec: drzwi
były otwierane do środka, a była już do nich przyparta. Miała
miecz tuż przy gardle gdy nagle rozległ się huk, dach z kamienia
się ukruszył i słychać było tupot wielu butów. Azz zaskoczony
odwrócił wzrok, dziewczyna stała sparaliżowana. Ze schodów
zbiegło około dziesięciu ludzi w czarnym uzbrojeniu. Wycelowali
broń palną w napastnika.
-Ani.
Kroku. Dalej. Rzuć broń. Powiedziałem rzuć broń!
Jednak
nie posłuchał i się rzucił na… tych osobników. Bez zbroi i z
mieczem nie miał żadnych szans przeciwko typom z bronią palną w
pełnym uzbrojeniu. Jednak nie mogli go skuć. W jakiś sposób im
się wymknął zmieniając się w strużkę dymu. Z dachu zbiegł
kapłan w białych szatach. Papież! Zaczął egzorcyzmy i Azz
zwrócił swój wzrok ku niemu. Chociaż już ciężko było nazwać
to coś Azzem – oczy miał czarne, nie szedł wyprostowany i
odsłaniał zęby. Z jego ust chyba się wydobywał nawet warkot.
Oraz na jego twarzy zagościł uśmiech triumfu. Do czasu gdy przybył
duchowny. Zatrzymał się wpół drogi, zaczęło go wykręcać z
bólu. Pośrodku tego wszystkiego na podłodze siedziała Zuza będąc
w naprawdę ciężkim szoku. Jeden z żołnierzy podał jej rękę.
Szybko przyjęła ofertę pomocy, miała dosyć Azza i dosyć tego
budynku. Ale gdy mieli już wyjść usłyszała ostatnie słowo
egzorcyzmu i wystrzał broni. Zalała łzami siebie i zbroję
wybawiciela.
Odeskortowali
sołtys do jej domu. Konkretnie czterech z nich. Dwóch usiadło w
salonie z dziewczyną, trzeci poszedł do kuchni zrobić herbatę a
czwarty bawił się telewizorem. Powoli odzyskiwała spokój ale
nadal była porządnie wstrząśnięta tym co się stało.
Podziękowała uśmiechem za herbatę i upiła łyk. Perfekcyjna.
„Rycerze” w czarnych zbrojach zdjęli hełmy by również się
napić. Spośród nich poznała jednego i prawie się zadławiła
ciepłym napojem.
-Nikodem?
Kolejny raz tu wracasz? Dlaczego? I kim wy
jesteście?
Nikodem
z uśmiechem odłożył filiżankę na stoliczek.
-Powoli
powoli. Próbowałem od Ciebie uciec na wszelkie możliwe sposoby
ale… nie umiem. I całkowicie przypadkiem ci tutaj wezwali mnie do
pomocy.
Jeden
z nich odłożył również filiżankę.
-Wiedzieliśmy,
że w tym świecie dzieje się coś nie tak i przybyliśmy. Trochę
pobawiliśmy się nekromancją by przywołać potwora co dostatecznie
zna te okolice. No i jest. Chcielibyśmy się osiedlić tutaj w
Bagoto, jest to możliwe?
Zuza
obejrzała się po swoich gościach. Czwórka facetów w zbrojach z
czego jeden to jej były.
-Oczywiście!
Pokrótce
wyjaśnili jej cel swojego przybycia: uwolnili świat od ludzi co
byli tu uwięzieni i dali im możliwość przejścia w inne światy.
A swoją drogą chcą przekazać najnowszą wiedzę. Nazywają
siebie Fundacją. Niestety Papież z Maciejem zdążyli zakazać
nekromancję i inne praktyki magiczne, więc Nikodem będzie musiał
żyć w ukryciu. Jednak Zuzix to nie przeszkadzało, postanowiła dać
mu kolejną szansę. Jeden z nich, Master, objął już władzę
kanclerza Bagoto. Reszta ich ludzi zaczęła budować swoją bazę w
bardzo odległych stronach. Panowie się przedstawili: Nikodem
patrzący ze szczęściem w oczy sołtys, Master z plikiem ustaw do
podpisania, Wojurmens mający już w głowie mnóstwo pomysłów i
Farmer… w zasadzie milczący. Koniec końców postanowili się jej
spytać o imię. Nikodem już miał powiedzieć ale przerwała mu
inna odpowiedź niż się spodziewał:
-Mówcie
mi… Tango. Albo Ruda. Przestałam być chyba Zuzix.