wtorek, 1 stycznia 2019

3.7. Zorganizowana pomoc


Wstawał nowy dzień. Poprzedniego dnia sołtys niezbyt kogokolwiek widziała, wszyscy byli czymś zajęci. Ale wyszła z domu i… było cicho. Nie było nikogo. Zastukała do domu Klaudii i odpowiedziało jej echo. To samo w pozostałych domach. Oprócz w domu kurii. Tam po zastukaniu do drzwi odpowiedziało jej tuptanie nóg. Jednak nie był to Herobrine, zauważyła walizki przed budynkiem. Otworzył jej… Maciej. Zdziwiła się i to porządnie.
-Co ty tu robisz?
Pytany uśmiechnął się.
-Objąłem to arcybiskupstwo. Jak widzisz to nikogo tu nie ma, łącznie z Herobrine.
Sołtys szerzej otwarła oczy.
-To w takim razie… kto został?
-Ty, Azz… i ja. I to tyle.
Bez słowa udała się do domu. Dlaczego wszyscy się wyprowadzili? I to tak bez słowa? Będąc w domu zadzwoniła do Papieża. Nie byli w zbyt dobrych stosunkach ostatnio ale musiała się dowiedzieć co i jak.
-Halo? Tutaj…
-Dobra, wiem kto, oszczędź mi tej litanii i mi powiedz jedną rzecz. Wiesz kto został w okolicy?
-No w zasadzie nie widziałem dziś Gasikota i Furhera a mieliśmy się zobaczyć. Jak tak o tym myślę to dziwne.
Odłożyła słuchawkę bez pożegnania. Azza też nie widziała w tym dniu. Szybko ruszyła do domu obok.
-Adam? O mój Boże!
Zastała straszny widok. Adam stał pośrodku salonu z zakrwawionym mieczem w ręku. Jego wzrok był wręcz demoniczny. To już nie był ten sam Azz.
-Coś ty zrobił?!
-Furher musiał zapłacić za wszystkie krzywdy. Władza powinna być w naszych… moich rękach! Moich rozumiesz?!
Zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Zuza nie miała dokąd uciec: drzwi były otwierane do środka, a była już do nich przyparta. Miała miecz tuż przy gardle gdy nagle rozległ się huk, dach z kamienia się ukruszył i słychać było tupot wielu butów. Azz zaskoczony odwrócił wzrok, dziewczyna stała sparaliżowana. Ze schodów zbiegło około dziesięciu ludzi w czarnym uzbrojeniu. Wycelowali broń palną w napastnika.
-Ani. Kroku. Dalej. Rzuć broń. Powiedziałem rzuć broń!
Jednak nie posłuchał i się rzucił na… tych osobników. Bez zbroi i z mieczem nie miał żadnych szans przeciwko typom z bronią palną w pełnym uzbrojeniu. Jednak nie mogli go skuć. W jakiś sposób im się wymknął zmieniając się w strużkę dymu. Z dachu zbiegł kapłan w białych szatach. Papież! Zaczął egzorcyzmy i Azz zwrócił swój wzrok ku niemu. Chociaż już ciężko było nazwać to coś Azzem – oczy miał czarne, nie szedł wyprostowany i odsłaniał zęby. Z jego ust chyba się wydobywał nawet warkot. Oraz na jego twarzy zagościł uśmiech triumfu. Do czasu gdy przybył duchowny. Zatrzymał się wpół drogi, zaczęło go wykręcać z bólu. Pośrodku tego wszystkiego na podłodze siedziała Zuza będąc w naprawdę ciężkim szoku. Jeden z żołnierzy podał jej rękę. Szybko przyjęła ofertę pomocy, miała dosyć Azza i dosyć tego budynku. Ale gdy mieli już wyjść usłyszała ostatnie słowo egzorcyzmu i wystrzał broni. Zalała łzami siebie i zbroję wybawiciela.
Odeskortowali sołtys do jej domu. Konkretnie czterech z nich. Dwóch usiadło w salonie z dziewczyną, trzeci poszedł do kuchni zrobić herbatę a czwarty bawił się telewizorem. Powoli odzyskiwała spokój ale nadal była porządnie wstrząśnięta tym co się stało. Podziękowała uśmiechem za herbatę i upiła łyk. Perfekcyjna. „Rycerze” w czarnych zbrojach zdjęli hełmy by również się napić. Spośród nich poznała jednego i prawie się zadławiła ciepłym napojem.
-Nikodem? Kolejny raz tu wracasz? Dlaczego? I kim wy jesteście?
Nikodem z uśmiechem odłożył filiżankę na stoliczek.
-Powoli powoli. Próbowałem od Ciebie uciec na wszelkie możliwe sposoby ale… nie umiem. I całkowicie przypadkiem ci tutaj wezwali mnie do pomocy.
Jeden z nich odłożył również filiżankę.
-Wiedzieliśmy, że w tym świecie dzieje się coś nie tak i przybyliśmy. Trochę pobawiliśmy się nekromancją by przywołać potwora co dostatecznie zna te okolice. No i jest. Chcielibyśmy się osiedlić tutaj w Bagoto, jest to możliwe?
Zuza obejrzała się po swoich gościach. Czwórka facetów w zbrojach z czego jeden to jej były.
-Oczywiście!
Pokrótce wyjaśnili jej cel swojego przybycia: uwolnili świat od ludzi co byli tu uwięzieni i dali im możliwość przejścia w inne światy. A swoją drogą chcą przekazać najnowszą wiedzę. Nazywają siebie Fundacją. Niestety Papież z Maciejem zdążyli zakazać nekromancję i inne praktyki magiczne, więc Nikodem będzie musiał żyć w ukryciu. Jednak Zuzix to nie przeszkadzało, postanowiła dać mu kolejną szansę. Jeden z nich, Master, objął już władzę kanclerza Bagoto. Reszta ich ludzi zaczęła budować swoją bazę w bardzo odległych stronach. Panowie się przedstawili: Nikodem patrzący ze szczęściem w oczy sołtys, Master z plikiem ustaw do podpisania, Wojurmens mający już w głowie mnóstwo pomysłów i Farmer… w zasadzie milczący. Koniec końców postanowili się jej spytać o imię. Nikodem już miał powiedzieć ale przerwała mu inna odpowiedź niż się spodziewał:
-Mówcie mi… Tango. Albo Ruda. Przestałam być chyba Zuzix.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz