-O! Jakieś
zabudowania, może tutaj wyleczymy twoje kolano?
-Nic
się nie stało, spokojnie.
-Widzę,
że kuśtykasz.
Dwóch podróżników
stału u rozwalonych bram Bagoto. Słońce powoli wstawało, więc
nie byli pewni czy chcą budzić mieszkańców. Jeden z nich miał
dużą zaropiałą ranę na kolanie, ewidentnie potrzebował pomocy.
Pierwszy dom który napotkali był domem Zuzix, podpisany
„NAJWAŻNIEJSZY W MIEŚCIE SOŁTYS”.
-No,
Adam. Wydaje mi się, że tutaj znajdziemy pomoc. W końcu sołtys.
Adam przytaknął
towarzyszowi i zapukali do drzwi.
Zuza wstała z
łóżka. I tak nie spała, płakała w poduszkę po utracie władzy
nad własną wsią. Przetarła pościelą twarz i otwarła drzwi... a
tu obcy ludzie.
-Dzień
dobry, przepraszam, że budzę, ale mój towarzysz, Adam...
-Widzę,
widzę, wymagacie pomocy. Zapraszam do mnie. Dasz radę iść na
dół.... Adam?
-Oczywiście,
Kacper mi pomoże.
-Świetnie,
skierujcie się do pokoju obrad tuż po prawej.
Zuza pobiegła po
bandaże, była niemal pewna, że to ci podróżnicy których spotkał
Nikodem. Adam wymagał natychmiastowej pomocy. Dziewczyna dała
Kacprowi bandaże z poleceniem rozwinięcia ich na stole i poszła
poszukać alkoholu. Duży bałagan w skrzyniach to bardzo utrudniał
ale znalazła Lord of Dirt. Wzięła odrobinę drinku na szmatkę i
zaczęła przemywać. Adam krzyknął, rana zaczęła wydzielać
dziwną substancję. To był jad zombie. Na szczęście nie było go
zbyt wiele, więc chłopak nie musiał cierpieć długo. Zuza jeszcze
namoczyła bandaż w alkoholu i zawinęła kolano. Adam spojrzał się
na butelkę.
-Fajne
drinki tu pijecie.
Dziewczyna się
uśmiechnęła.
-Ba,
tutaj generalnie jest fajnie. Jaki drink taka lokacja.
Grupka się
zaśmiała.
-Słuchajcie,
macie może jakiś nocleg? Bo ja mogę udostępnić jedynie kanapę w
salonie i siano w stajni.
-No
Adam nie może zakazić rany, niech on zostanie tutaj.
-Nie
mam nawet jak zaprzeczyć. A jak ma na imię nasza gościnna pani
sołtys?
-Zuzanna.
Mówcie mi Ruda, Zuza, Zuzix...
-Lis?
Dziewczyna się
uśmiechnęła do Adama, który rzucił dobrą propozycję i
przytaknęła.
-Oprowadzę
was.
W
Rzymie natomiast urządzono uroczyste zebranie połączone z
poczęstunkiem. Furher się cieszył niesamowicie, Horo oraz cała
Unia Narodowa także. Papież siedział u szczytu stołu i palcem
wodził po krawędzi filżanki po kawie. Podeszła do niego
rozbawiona przez procenty przebywające w jej głowie Horo.
-Nie
świętujesz wyboru nowego, lepszego cesarza?
Papież spojrzał na
nią zmęczonym wzrokiem.
-Świętuję
na swój sposób.
-No
okej, okej.
I poszła w tańczący
tłum. Wyszedł z niego Herobrine.
-Jeszcze
nie widziałem tańczących ludzi z Unii. Ciekawe.
Spojrzał się na
Krzysztofa, ale ten milczał.
-Nie
musisz się odzywać. Może pójdziesz spać, a ja zakończę tą
farsę?
Papież bez słowa
wstał, pożegnał się ze wszystkimi w drzwiach i wyszedł. Kuba
zaczął subtelnie wypraszać ludzi.
Tymczasem Krzysztof
usiadł na swoim łóżku i wziął głęboki wdech.
-Co
ja narobiłem najlepszego?
Brewiarz zawsze
leżał na stoliku nocnym obok. Trzeba było odmówić wieczorną
modlitwę, jak codziennie. Zrobił znak krzyża i zaczął. W trakcie
jednak zwrócił uwagę na jeden z wersów.
-Nie
opuszczaj Twoich wiernych, którzy Ciebie opuścili, nawróć nas, a
nawrócimy się do Ciebie, nasz Boże.
Zmiłuj się, Panie, nad ludem swoim.
Zmiłuj się, Panie, nad ludem swoim.
Przetarł dłońmi
twarz. Wszystko wskazywało na to jak wielki błąd zrobił.
Westchnął. Dokończył wieczorną modlitwę, zgasił pochodnię i
poszedł spać. Wystarczy emocji na dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz