piątek, 24 czerwca 2016

3.1 Decyzje i konsekwencje

-O! Jakieś zabudowania, może tutaj wyleczymy twoje kolano?
-Nic się nie stało, spokojnie.
-Widzę, że kuśtykasz.
Dwóch podróżników stału u rozwalonych bram Bagoto. Słońce powoli wstawało, więc nie byli pewni czy chcą budzić mieszkańców. Jeden z nich miał dużą zaropiałą ranę na kolanie, ewidentnie potrzebował pomocy. Pierwszy dom który napotkali był domem Zuzix, podpisany „NAJWAŻNIEJSZY W MIEŚCIE SOŁTYS”.
-No, Adam. Wydaje mi się, że tutaj znajdziemy pomoc. W końcu sołtys.
Adam przytaknął towarzyszowi i zapukali do drzwi.

Zuza wstała z łóżka. I tak nie spała, płakała w poduszkę po utracie władzy nad własną wsią. Przetarła pościelą twarz i otwarła drzwi... a tu obcy ludzie.
-Dzień dobry, przepraszam, że budzę, ale mój towarzysz, Adam...
-Widzę, widzę, wymagacie pomocy. Zapraszam do mnie. Dasz radę iść na dół.... Adam?
-Oczywiście, Kacper mi pomoże.
-Świetnie, skierujcie się do pokoju obrad tuż po prawej.
Zuza pobiegła po bandaże, była niemal pewna, że to ci podróżnicy których spotkał Nikodem. Adam wymagał natychmiastowej pomocy. Dziewczyna dała Kacprowi bandaże z poleceniem rozwinięcia ich na stole i poszła poszukać alkoholu. Duży bałagan w skrzyniach to bardzo utrudniał ale znalazła Lord of Dirt. Wzięła odrobinę drinku na szmatkę i zaczęła przemywać. Adam krzyknął, rana zaczęła wydzielać dziwną substancję. To był jad zombie. Na szczęście nie było go zbyt wiele, więc chłopak nie musiał cierpieć długo. Zuza jeszcze namoczyła bandaż w alkoholu i zawinęła kolano. Adam spojrzał się na butelkę.
-Fajne drinki tu pijecie.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
-Ba, tutaj generalnie jest fajnie. Jaki drink taka lokacja.
Grupka się zaśmiała.
-Słuchajcie, macie może jakiś nocleg? Bo ja mogę udostępnić jedynie kanapę w salonie i siano w stajni.
-No Adam nie może zakazić rany, niech on zostanie tutaj.
-Nie mam nawet jak zaprzeczyć. A jak ma na imię nasza gościnna pani sołtys?
-Zuzanna. Mówcie mi Ruda, Zuza, Zuzix...
-Lis?
Dziewczyna się uśmiechnęła do Adama, który rzucił dobrą propozycję i przytaknęła.
-Oprowadzę was.

W Rzymie natomiast urządzono uroczyste zebranie połączone z poczęstunkiem. Furher się cieszył niesamowicie, Horo oraz cała Unia Narodowa także. Papież siedział u szczytu stołu i palcem wodził po krawędzi filżanki po kawie. Podeszła do niego rozbawiona przez procenty przebywające w jej głowie Horo.
-Nie świętujesz wyboru nowego, lepszego cesarza?
Papież spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
-Świętuję na swój sposób.
-No okej, okej.
I poszła w tańczący tłum. Wyszedł z niego Herobrine.
-Jeszcze nie widziałem tańczących ludzi z Unii. Ciekawe.
Spojrzał się na Krzysztofa, ale ten milczał.
-Nie musisz się odzywać. Może pójdziesz spać, a ja zakończę tą farsę?
Papież bez słowa wstał, pożegnał się ze wszystkimi w drzwiach i wyszedł. Kuba zaczął subtelnie wypraszać ludzi.

Tymczasem Krzysztof usiadł na swoim łóżku i wziął głęboki wdech.
-Co ja narobiłem najlepszego?
Brewiarz zawsze leżał na stoliku nocnym obok. Trzeba było odmówić wieczorną modlitwę, jak codziennie. Zrobił znak krzyża i zaczął. W trakcie jednak zwrócił uwagę na jeden z wersów.
-Nie opuszczaj Twoich wiernych, którzy Ciebie opuścili, nawróć nas, a nawrócimy się do Ciebie, nasz Boże.
Zmiłuj się, Panie, nad ludem swoim.

Przetarł dłońmi twarz. Wszystko wskazywało na to jak wielki błąd zrobił. Westchnął. Dokończył wieczorną modlitwę, zgasił pochodnię i poszedł spać. Wystarczy emocji na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz