piątek, 21 sierpnia 2015

2.0 Nowa era

Rok później na serwerze nastała nowa era. Era polityki i żelaznej kurtyny. Państwa nowo utworzonego Świętego Przymierza oddzieliły się od państw Unii Osi. Nienawiść wisiała w powietrzu...

1.7 Ostateczne rozwiązania

W jaskini Nikodema Zuzix piła herbatę opierając się o zombiego. W pewnym momencie stwierdziła, że najwyższy czas iść spać, było już późno. 
-Gdzie to jest jakieś miejsce do umycia się? 
Nikodem wskazał jej kierunek i dziewczyna poszła się przemyć. On natomiast wziął koc i poduszkę. Po pięciu minutach przyszła w tych samych ubraniach, lecz mokrymi. Zombie uśmiechnął się. 
-Robisz coś po nocach? Na przykład krzyżówki? 
-Czytam. 
-A może zastąpimy czytanie czymś... innym? Jeśli wiesz o co mi chodzi. 
Spojrzała się na niego wielkimi oczami. 
-Jeszcze nie. Jestem cesarzem, ta funkcja zobowiązuje.
-Rozumiem... 
Nikodem zdjął swoją turkusową bluzkę i poszedł za drzwi zmienić spodnie. Potem wskoczyli na materac i przytuleni do siebie zasnęli.
Herobrine gorączkowo usiłował dodzwonić się do dziewczyny, ale bez skutku. Postanowił pobiec w kierunku Bagoto, by poszukać w podziemiach mieszkania Nikodema. Znalazł po godzinie krążenia po jaskiniach. Załomotał w drzwi. Otworzył mu Nikodem. 
-Co jest?
 -Wypowiedziano nam wojnę. 
-Co?
Z materaca wyskoczyła Zuzka w jeszcze mokrych ciuchach. 
-Kto wypowiada wojnę nam? 
-Endlearn, Rzesza oraz Underlake. 
Nikodem zatrzasnął drzwi. 
-Nigdzie nie idziesz. Umowa z Underlayem była taka, ja cię uprowadzam noc przed wojną a w zamian dostaję wieczne obywatelstwo na wielkim kontynencie. 
-Ty chory fanatyku. Sama się uprowadzę. 
Kopnęła zombiego w kostkę, otworzyła drzwi i pobiegła za Kubą, który słysząc krzyk obrócił się i uśmiechnął. 
-Nie wiem co się stało ale się pospieszmy, czekają na nas. 
Na ryneczku tuż przy stajni czekała już koleżanka Zuzy: Leirra, Klaudia. Na kowadle siedzieli Szymon z Pawłem, a przy płocie do którego były przywiązane trzy konie stały jajko, konik oraz ola. Wszyscy wesoło pomachali dziewczynie i spojrzeli na nią. Zuza się rozejrzała. Po chwili namysłu stwierdziła, że potrzebuje czterech ochotników, ewentualnie sześciu. Zgłosili się Kuba, Maciej, Emilia (konik), Kasia (jajko), Ola i Klaudia. Posłała ich do stajni, szykowała się na kawalerię. Chłopacy mieli wykuwać miecze i zbroje dla koni.
Wszyscy wzięli się w garść i ruszyli do pracy. Zuza poszła z dziewczynami ćwiczyć sztuki walki, chłopaki do nich dołączyli kiedy skończyli robić zbroje. Musieli to wygrać! Klaudia i Kuba okazali się być świetni w strzelaniu z łuku na koniu. Zuza razem z Maciejem i Emilią w cięciu mieczem, również wierzchem, a Emilia i Ola po równo były dość dobre jednak zostały na artylerii. Ćwiczenia były intensywne ale dawały wyraźne efekty. Trzeciego dnia wszyscy byli gotowi do bitwy.
W Ibelin, fortecy naprzeciwko Bagoto również się przygotowywali, lecz postawili na artylerię. Papież siedział w ich fortecy ale nie pomagał żadnej ze stron, chciał być tylko bezpieczny. Montix się wahał co do pomysłu wojny, chciał nawet wysłać odwołanie jednak Furher i Underlay byli nieugięci. W Ibelinie również był Nikodem. Miał strzelać z łuku na wieżyczce. On również się wahał co do wojny. Jednak punktualnie gdy wojska cesarskie się stawiły pod bramą i zaczęły nacierać już było za późno...
Z armat poleciały buteleczki z miotaną trucizną. Konie, które dla kawalerii wybrała cesarz były idealne: wyścigowe i wytrzymałe folbluty. Trucizna nie docierała do nozdrzy ani ciała ze względu na zbroję. W Ibelin zapanowała panika. Wzięli za miecze i wybiegli z twierdzy, łącznie z Papieżem, który nieśmiało truchtał na samym końcu. Zaczęła się bitwa. Nikodem zaprzestał ostrzału i uciekł... gdzieś. Kiedy Under i Furher mieli miecze na gardłach postanowili się poddać. Zuza podgalopowała na swoim koniu i pogardliwie się na nich spojrzała.
-Nie tylko wy umiecie się bić. Może i jestem ze wsi ale ćwiczyłam jednak walkę widłami.
Bagotanie się zaśmiali.
-Puszczam was wolno. Ale jeśli kiedykolwiek wypowiecie nam wojnę ponownie... nie chciałabym być w waszej skórze.
Zniesmaczeni oponenci poszli z powrotem do Ibelin za wyjątkiem Montixa. Podniósł głowę i zaczął mówić do Zuzy.
-Przepraszam za tych głupków, zachowaliśmy się paskudnie, zwłaszcza Krzysztof. Wybaczysz chociażby mi?

Koń Zuzy niecierpliwiąc się długim staniem w miejscu stanął dęba. Dziewczyna nie miała ochoty na rozmawianie ze swoim byłym i odprawiła go nadmieniając, że pomyśli o tym. Armia Bagoto pogalopowała do stajni.

1.6 Ostatki pokoju

Na zewnątrz w dalszym ciągu czekały konie. -Krzysztof, rozsiodłaj konie poproszę. Otrzymała cios w tył głowy. -PAPIEŻOWI SIĘ NIE ROZKAZUJE. Skrzywiła się i spojrzała do tyłu, gdzie szedł jej ukochany. Miał głowę zwieszoną w dół, był prowadzony przez Underlaya. Dziewczynę prowadził MegaMontix, tyły eskortował DerFurher a zawiedziony Papież szedł przodem. Z wysokości mostu kolejowego na wszystko patrzał Kuba. Zrobił w ich kierunku znak krzyża i pobiegł na salę sądową. Kiedy zostali doprowadzeni, zamknięto Nikodema w izolowanym pomieszczeniu, za to dziewczyna w kajdankach usiadła na ławie oskarżonych. Rozprawę prowadził Bartosz. Jednak kiedy miało się zacząć... -Drogi kardynale, nie sądzisz, że tak szybko zrobiona rozprawa pozbawienie oskarżonych obrońców i brak świadków to chrześcijańsko? -Oni też się nie zachowali chrześcijańsko. -Ja bym w ogóle umorzył to postępowanie. Kardynał walnął się po kolanie. -CESARZ POWINNA BYĆ PRZYKŁADEM! RZĄDAMY NOWEGO CESARZA! -Kto nim ma być? -Najlepszym kandydatem byłby MegaMontix. Wywołany uśmiechnął się i dumnie stanął na baczność stukając podkutym butem. Na salę wbiegł Paweł, który słyszał hałas, kiedy wypoczywał przy fontannie przy Rzymie. -HAŃBA! MORDERCA NIE NADAJE SIĘ NA CESARZA! -Puszczalska tym bardziej! Nikodem się zaczerwienił ze złości na uwagę Łukasza. -W tym łóżku nic się nie działo, ona się bała. -Chyba ciebie. -No chyba ciebie. I wszyscy zaczęli się wyzywać. W końcu Papież walnął ręką o stół. -CISZA! Wierzę potworowi, ale jeśli następny raz taka sytuacja będzie miała miejsce w Rzymie zostaniecie obaj skazani na areszt albo wygnanie. Nikodem wzniósł głowę do nieba i wypuścił powietrze z ulga, Zuzka zamknęła oczy. Zombiego wypuszczono, dziewczynę rozkuto i pobiegli pod szpital. Tam wzięli konie, Little Rainbow prowadziła za nimi bryczkę aż do Bagoto. Tam zostały rozsiodłane i wypuszczone na pastwisko. Zmęczona para usiadła na trawie. -Tutaj możemy robić co chcemy. Co robimy? -Zapomniałam czekoladek. -Możemy poszaleć bez czekoladek. Pocałował ją, ona jego i tak się wili w śmiechu po trawie obijając się o płoty i mury.
W Rzymie trwały przygotowania do popołudniowej mszy popielcowej. Popiół leżał już przykryty, żeby nie odleciał, nowy obrus na ołtarz założony. Kardynał DerFurher oraz kardynał Herobrine wraz z Papieżem patrzyli na efekt prac. W tym roku miał się odbyć w starym kościele rzymskim. Kuba klasnął w dłonie. -Wszystko git. Kiedy zaczynamy? -Za godzinę. Pierwszy przyszedł Szymon, rozejrzał się, stwierdził, że „ja pierniczę, jak fajnie” i usiadł. Potem przybiegła Zuza i Nikodem, którego dosłownie wciągnęła. Miała na sobie wciąż poszarpaną suknię oraz zapleciony warkocz związany wstążką. Nikodem chciał poczekać na zewnątrz, ale nie pozwoliła mu. Później dołączyli Paweł, Konik oraz paru innych drobniejszych mieszkańców.
Po mszy wszyscy się rozchodzili do swoich domów. W Bagoto Zuzix się wykąpała i przebrała w piżamę. Nikodem zajrzał do niej cały mokry, w swojej norze nie miał ręcznika. Uśmiechnęła się na widok jego mokrych włosów. Położyła się do łóżka. Nikodem do niej podszedł z szalonym śmiechem na twarzy gotowy do ewentualnych łaskotek. -Nie rób, źle się czuję. -No jak to... -Sama nie wiem. Może za dużo się ostatnio działo. Wpadniesz jutro? -Zawsze i wszędzie. Pocałował ją w czoło i poszedł tunelami do siebie. I zasnęła.
Daremne były jednak próby odespania paru nocy. Zadzwonił telefon, odebrała. -Hej! Tu Emilia! Miałabyś może czas na jazdę? Dziewczyna spojrzała na zegarek, była godzina dwunasta, spała tylko dwie godziny. -Ta, pojaw się za godzinę. -Mogę z Sancho? -Obojętnie. Rozłączyła się. Poszła na dół do łazienki i zamoczyła twarz w umywalce z zimną wodą. -Bulghnulg. Ahh... Obmyła twarz i się przebrała w strój jeździecki. Przed lustrem ściągnęła jeszcze w dół kanty fraka i zrobiła poważną minę. Kasku nie musiała brać, ma go w stajni. W bramie widziała już Emilię na tarantowatym koniu. Uśmiechnęła się i zaprosiła na halę. Koń był rozgrzany, także instruktorka zajęła miejsce na trybunach i wydawała polecenia i dawała uwagi. Koń szedł ładnie, jazda była udana. Cesarz się uśmiechnęła, Emilia się do niej obróciła. -Czemu się tak dziwnie uśmiechasz? -Moje życie zaczęło się układać. -Co się stało? -Dużo dobrego, po prostu. Emilia uśmiechnęła i poprosiła o otwarcie drzwi. Zuzka jej otworzyła i poszła siodłać konia dla siebie.
W drzwi zakrystii w Rzymie ktoś zapukał. Był to DerFurher, Krzysztof mu otworzył. Za nim weszli Underlay i MegaMontix. -To nie jest sprawa do obgadywania w świętym miejscu, chodźmy do magazynu. Papież spojrzał na Underlaya. -Nie wpuszczę zabójcy mojego psa do miejsca jego zgonu. Już tam raz był. Zapraszam was zatem na arenę bitewną. Trzyosobowy sznureczek podreptał jednak w kierunku lochów. Usiedli w strażnicy. Zaczął Furher. -To dobry moment by zaatakować Bagoto. Zuza jest zaślepiona szczęściem i tymi swoimi końmi. Montix i Underlay wymienili rozbawione spojrzenia, Krzysztof natomiast popatrzał się na sufit. -Chcecie... zaatakować... w pełni chrześcijańskie państwo, właściwie to wieś, która nic wam nie zrobiła. Underlay przewrócił oczami. -Niedługo zmusi nas wszystkich do wyznawania jakiś prozwierzęcych religii, lub nawet satanizmu! Widziałem z kim chodzi po Bagoto! Krzysztof westchnął i spojrzał na wciąż rozbawionego MegaMontixa. -To jest nasza cesarz, stoi wyżej od was. Wiecie, że to jest szarganie imienia bliźniego? -Przestań ją bronić! Montix wstał. -Ona jest gotowa nas powiesić jeśli zranimy chociaż jej jakiegoś małego kucyka! -I ma słuszność. Ja także mam ochotę powiesić zabójcę mojego psa. Spojrzał groźnie na Underlaya. -A teraz idźcie i niech żadne głupie pomysły nie wpadają wam do głowy. Goście wyszli, kiedy przybiegł Herobrine. -Po co tu byli? -Reklama szamponu do mycia kół zębatych. Co cię tu sprowadza? -Bagoto. Płonie. Zauważyli jedynie błysk w oku odwróconego w ich stronę MegaMontixa.
Kiedy tylko Zuzix przejechała bramy stajni Tessera zobaczyła języki ognia trawiące jej miasto. Każdy budynek był podpalony. Otworzyła usta. Zsiadła z Anomalys i wzięła stojące przy wyjeździe wiadro. Odpięła popręg klaczy i zrzuciła siodło, odpięła ogłowie i założyła ekspresem kantar wydając gorączkowe polecenie pójścia do boksu i pilnowania dobytku. -Może mnie nie rozumiesz według innych, ale ja w to wierzę. Wierzę w ciebie Ano, musimy grać duetem. Klacz parsknęła i rzuciła się w kierunku stajen. Dziewczyna natomiast pobiegła gasić miasto wodą. Przybiegł Kuba z Krzysztofem, który złapał się za głowę. Również zaczęli gasić, lecz domu cesarz nie dało się uratować, podobnie jak przystani rybackiej oraz kościoła. Dziewczyna ze łzami w oczach przykucnęła u spopielonego progu swojego domu. Herobrine położył jej rękę na ramieniu, lecz ona odrzuciła ją energicznie. Bez słowa pobiegła w kierunku stajen, Kuba chciał za nią pobiec, ale Krzysztof go zatrzymał. -Niech odreaguje, przejdzie jej za góra dwa dni.
Zbiegła w jaskinie, zapukała do drzwi Nikodema. Ten otworzył i zobaczył jej załzawioną twarz. -Co się stało?? Wejdź... Usiadła na materacu i oparła o zimną ścianę groty. -Co się stało Zuzia? -Spalili mi.... dom... kościół.... przystań.... -Kto? -Nie wiem. Ale mam podejrzenia co do MegaMontixa i Underlaya. Mogę zostać u ciebie na jakiś czas? -Możesz nawet na zawsze. Dziewczyna się rozejrzała po pomieszczeniu. Zostanie tu minimum tydzień. -A.... gdzie bym mogła spać? -Mam jedynie materac, damy radę we dwójkę, będzie w sumie milej niż osobno. Uśmiechnął się do niej i przysiadł. -Pamiętasz? -Tak. Przysunął się i objął ją ramieniem. Obrócił się do niej i odgarnął grzywkę. Znalazł pod nią jeszcze odrobinę załzawione oczy. Nawet nie poczuł jak dziewczyna się do niego mocno przytuliła. -Chyba nie chcesz pachnieć śmiercią jak ja? -Chyba tego właśnie chcę. -Herbaty?
-A ja ci mówię, że jej nie przejdzie. Jak strzela focha to na długo. -Zobaczymy ją najdalej na niedzielnej mszy. Duchowni: Herobrine oraz Papież szli z powrotem do Rzymu zrobić dekoracje na Wielki Post. Na ołtarzu bazyliki zobaczyli miecz. Kuba się rozejrzał. -Ktokolwiek go tu zostawił ja bym go jednak odłożył do magazynu... W chwili kiedy Papież chwycił broń uruchomiła się zapadka i Krzysztof z Herobrine zostali zalani lawą, na szczęście zdążyła ich tylko oparzyć minimalnie. Pobiegli do zakrystii przemyć rany, gdy zobaczyli na stole pismo związane czarną wstążką. Papież obejrzał i otworzył nie zważając na rany.
Mamy zaszczyt wypowiedzieć wojnę cesarstwu Bagoto
oraz jego sojusznikom.
Ci, co odmówili nam pomocy
niech spodziewają się również ataku.
Underlay9, DerFurher, MegaMontix

-SKANDAL! -Co się stało? -Zobacz sam. Herobrine przeczytał wypowiedzenie wojny i zrobił wielkie oczy. -Jeśli podpisali się we trzech to... za trzy dni będzie atak... 

1.5 Eksplozja wrogości

Parę dni później, w sobotę w Bagoto miały się odbyć Ostatki. W Gasipolis Paweł się zastanawiał w co się ubrać, w Rzeszy Bartosz pakował fajerwerki, a w Rzymie Krzysztof już siodłał konia. W Bagoto natomiast Nikodem miętosił w rękach zaproszenie na imprezę i patrzył na siebie w odbiciu wody. Zastanawiał się jak się zamaskuje. Po chwili zastanowienia postanowił, że najwyżej odpowie że źle się czuje. Poprawił niebiesko - żółtą muszkę, niebieski garnitur i przygładził czarne spodnie. -No to do roboty. Ruszył korytarzami do domu dziewczyny, zapukał do drzwi.
Zuzka wdziała na siebie niebiesko – żółtą suknię do kostek bez ramiączek. Okręciła się jeszcze raz do lustra i nałożyła czarny cień na powieki, podkręciła rzęsy i zrobiła kreskę. Cmonkęła do lustra i usłyszała pukanie. Otworzyła, to był Nikodem. Rzuciła mu się na szyję, on się zaśmiał. -Nadal nie wiesz? -Wiem, ale nie jestem pewna na sto procent. -Upewnię cię dzisiaj, okej? -W dechę. Otarł swoją rękę o jej policzek. Uśmiechnął się. -Gotowa? Czy nadal będziesz niszczyć swoją naturę? -Mogę zmyć jak chcesz. -Chcę. Zniknęła w łazience. Po pięciu minutach ocierania powiek z tuszu do rzęs i innych kosmetyków pokazała się znowu. -I taką cię uwielbiam. -Ja cię zawsze uwielbiam. Przytulił ją w pasie i patrzeli na siebie w lustrze w łazience. -Zzieleniałeś przez te pięć dni co czekałeś na zaproszenie. -To z zmartwienia i smutku o swój los. Teraz jeśli mam ciebie obok wszystko jest pewne. Stanęła naprzeciwko niego, spojrzała znów w oczy i pocałowała w prosto w usta.
Bartosz już był w Bagoto. Wyładował ciężkie kartony pełne wybuchów. Zapukał do drzwi na Zmiennej 3 – domu Zuzix. -JEST TAM KTO? Chwila ciszy i słychać było stukot butów, otworzyła właścicielka domu. -Masz fajerwerki! Ale fajnie! Pomogę ci z nimi, tylko poczekaj chwilę. Zeszła na dół i pokierowała Nikodema do tymczasowego pomieszczenia, nie mógł wychodzić na dwór w słońce. Potem wzięła jeden karton na plecy i zawlokła parę metrów dalej pod dyskotekę „After 22”. Na Papa Mobile przyjechał Krzysztof, został odprawiony, żeby zostawić konia w stajni. Poprosił jednak Zuzkę żeby mu towarzyszyła. -Słuchaj, czy to co słyszałem wtedy w Patatajcu to... -Wiem co robię. -Ty nigdy nie wiesz co robisz. -Przynajmniej teraz jestem szczęśliwa. -Niektórzy także, bo będą mieli na kogo polować. -Idź zapolować na miejsce w boksie lepiej. Zasadziła klapsa siwemu koniowi który parsknął i machnął ogonem. Wróciła do rozpakowywania wybuchów, zapadał zmierzch. Fajerwerki były ustawione, przyjechał Paweł z Szymonem. -Pierniczone wagoniki, tyłek mnie boli teraz. Szymon zagwizdał na widok petard, Paweł z kolei spojrzał sceptycznie i cicho się spytał organizatorki czy jest pewna, że nic nie zrobią. Potwierdziła. Poszła do domu po Nikodema, który siedział na skrzyni w garderobie. Jak zobaczył Zuzkę to wstał i podszedł blisko. Ta wtuliła w niego głowę, on oparł swoją o jej. -Boję się, że znów coś rozwalą. -Nie bój się, pomogę ci odbudować w razie czego. -No to ruszamy.
Cała ekipa już czekała z szampanem na Zuzkę. Drzwi się otwarły. W nich stała para: Cesarz w sukni balowej w barwach narodowych, a obok nieznajomy jegomość w niebieskim garniturze, czarnych spodniach i muszce tych samych barw narodowych co jego para. Trzymali się za ręce. Dziewczyna jednak puściła. -To jest Nikodem, trochę źle się czuje, ale nie mógł odpuścić sobie imprezy jaką są OSTATKI! Jedziemy! Przeskoczyła w swojej sukni ladę barku, wystawiła trunki na kontuar i nastawiła płytę – na rozgrzewkę stara piosenka z lat 80'. Pierwszy do barku zawitał Szymon. -Coś bezalkoholowego prosz. -Może być alkohol? -Nie. Ale chętnie bym wypił jakiś alkohol. Podała mu sok malinowy. -Mogę dodać do tego śmiech. -Poproszę, płacę? -No chyba nie. Do lady podszedł Nikodem. -Zatańczysz? -A umiesz dać czadu? -To się okaże. Zwróciła się do ludzi, którzy stali po kątach. -To co, robimy taniec w kole? Czy smutamy dalej? Wskoczyła na balkon DJ-a i... uruchomiła zwoje dynamitu. Eksplodował cały balkon. Zuzka leżała w dole ziemi nieprzytomna w pourywanej od spodu sukni. Pierwszy zareagował Nikodem. Podbiegł do niej i wziął na ręce. -Ma tętno. Gdzie tu jest szpital? -W Rzymie. -Jest tu gdzieś dorożka? -Nie. Poszedł z Papieżem do stajni po jakiegoś ciężkiego konia. Krzysztof jednak nie wytrzymał. -Czy ty jesteś zombie? -Jaki zapłon... Pewnie, że tak. Chyba to wiedziałeś kiedy celowałeś we mnie. -Czy ty i ona jesteście razem czy coś? -Czy ty musisz zadawać tyle pytań? -Tak, ponieważ to jest cesarz z powołania Boga i mianowana przez Kościół. A zombie to istoty heretyckie. Reszta drogi upłynęła w ciszy. Złośliwa Little Rainbow wysunęła pysk zza ogrodzenia, ale jak zobaczyła, że jej pani jest ranna, to zaczęła wariować. W rezultacie zrobiła na tyle dobry otwór, że przelazła. Szczypnęła duchownego za szaty i spojrzała bojowym wzrokiem. W jego głowie zaświtał pomysł. -Potworze, zrób jej uprząż z skóry albo nici, a ja pójdę po wagonik. Nikodemowi nie spodobało się to określenie, a jeszcze bardziej przebywanie z agresywnym kucykiem.
Chwilę później usadowili dziewczynę w wagoniku ciągniętym z przodu przez Little Rainbow a z tyłu przez Siwego Dyma. Sami dosiedli Papa Mobile'a i Rosynanta. Nikodem głośno krzyknął i Rainbow ruszyła w kierunku Rzymu. Byli już przy szpitalu, wagonik zaprzęgnięty w konie się zatrzymał i Nikodem wyładował dziewczynę i zaniósł do łóżka szpitalnego. Odkazili w dwójkę rany szarpane, opatrzyli krwawiące. -To wszystko przez to rozpoczęcie Wielkiego Postu. Wszystko przez ten katolicyzm. Krzysztof wrócił z okładem z gazy. -Oj nie. Skoro akurat w dzień przed rozpoczęciem Wielkiego Postu, Pan postanowił żeby to się stało to chce nam coś powiedzieć. Przez chwilę siedzieli cicho. -Ale czemu ja też cierpię? -Bo wobec ciebie potworze też ma jakiś plan. I mam nadzieję, że nie dotyczy jej. Spojrzeli na siebie z nienawiścią.
W Bagoto wybuchła kłótnia o to, kto podłożył ładunek. Wszyscy obwiniali Bartosza, który miał styczność z materiałami wybuchowymi. Jednak jego w Bagoto nie było do czasu kiedy przywiózł fajerwerki. Paweł walnął się w czoło. -A Underlay i Montix? Nie byli tu kilka dni temu? Wszyscy się złapali za głowy oprócz Bartosza, który nagle musiał wyjść. Odpalił nogą załącznik i na ironię w powietrze wyleciały kolorowe i radosne fajerwerki.
Na następny dzień w szpitalu w Rzymie przy dziewczynie siedział Nikodem, Krzysztof poszedł do bazyliki, żeby przygotować się na Popielec. Zombie głaskał ją po głowie i szeptał prośby o wyzdrowienie. Otworzyła oczy. -Jasny gwi...nt. Co mnie tak boli? -Prawdopodobnie wszystko. Witaj ponownie wśród żywych i jednego umarlaka. Odwróciła do niego głowę i się uśmiechnęła. -Masz na czole zapisane jakieś pytanie, ale nie znam tego języka. Popatrzała w sufit. -Nadal mam wątpliwości czy to nie jest zbyt... szalone, nieodpowiedzialne, głupie. Chwilę siedzieli w milczeniu. -Nie. Bo... bo ja cię po prostu kocham. Otworzyła oczy szerzej, już rozbudzona. -Powtórz to, bo się przesłyszałam? -Kocham cię Zuzka. -Ja ciebie też... Nikoś? Zaśmiał się na zdrobnienie swojego imienia. -Może być i tak. Chciałbym ci to powiedzieć w nocy, kiedy księżyc by świecił na nas na jakimś odludziu. Nie czuję się dobrze w tym miejscu. Skrzywił się. Centrum religii nie było dobrym miejscem dla zombie. Do pomieszczenia wszedł kardynał Herobrine. -Sorry że mnie wcz... kto to jest i czemu to jest zombie? Nikodem przewrócił oczami. -Ile klechów jeszcze tędy się przewinie? -To jest Rzym. Stolica religijna i tego typu. A co do twojego pytania Hero... to jest... przyjaciel. Bardzo bardzo przyjaciel. Kuba Herobrine rozejrzał się. -Właśnie, mam słodki prezent dla ciebie. Na stoliku wylądowało pudełko czekoladek. -Ommmm, wiśniowe są? -Są. Otworzyła pudełko. Podała je wpierw Nikodemowi, potem kapłanowi. -Co było na imprezie? -Było... wybuchowo. Miałam ładną sukienkę ale sam widzisz co się z nią stało. No i jestem cała poobijana. -E tam, nadal jest fajna, trza tylko przyciąć od dołu. Ja lecę, bo mnie Papież zasztyletuje za to, ze nie jestem w Kościele. Wpadnę później. I wyszedł. Ostatnim gościem był Paweł. Z rękami w kieszeniach rozejrzał się. -Widzę, że mamy tu zombie room. -Ale ze srebrnych łyżek nie jemy. Czekoladkę? -Jak można to chętnie. Wiemy kto mógł zrobić te ładunki pod konsoletą. Underlay i Montix nie byli w Bagoto ostatnio przypadkiem? Nikodem spojrzał na dziewczynę. -Byli. Zamordowali jej konia. Teraz to przegięli. -Też tak sądzę. Trzeba się ruszyć i zrobić z nimi porządek. Zuzka chciała zaprzeczyć, ale miała unieruchomiony kręgosłup. -Niet. A co jeśli do nich dołączy Bartosz? Będziemy skończeni. Pomyśl nad tym, bo trzeba zrobić z nimi porządek, a do końca dnia i ja tu poleżę. Paweł wziął czekoladkę do ręki. -Pomyslimy z Szymonem. Na razie. -Papatki. Zostali sami. Przysłonięte rolety dodawały klimatu, ale półmrok zdawał się być symbolem snu. -Wbijasz się pod kołdrę? -A można? -A co się będziemy ograniczać? Wskoczył ze śmiechem do chichrającej się dziewczyny. -Moje czekoladkiiiiiiii... zostały po twojej stronie. Zrobiła smutną minę i zombie podał jej pudełko które potem odsunął. -To ma swoja cenę. Za każdą czekoladkę jednego buziaka poproszę. Zaśmiał się i dostał co mu się należało, w zamian dał czekoladkę. -Migdałowa! Nie lubię. Za karę ty mi dajesz. -W nagrodę! I tak się wymieniali czekoladkami i całusami dopóki nie wszedł kardynał DerFurher. W zasadzie to zajrzał przez dziurkę od klucza i stwierdził, że KONIECZNIE musi o tym poinformować Papieża. A mianowicie...

-Twoja święta cesarz się deprawuje w łóżku z tym całym Nikodemem. -Nie wierzę w to. -No to zapraszam do szpitala. Po chwili byli już przy drzwiach do pokoju. Tam leżeli w wspólnym łóżku. Dziewczyna spała, a Nikodem gładził jej włosy i ręką pokazał, że maja być cicho. Jednak Bartosz nie miał takiego zamiaru. Zza ścian wyskoczyli MegaMontix i Underlay gotowi do pojmania dziewczyny i chłopaka. Obudziła się przestraszona nagłym zamieszaniem. Jak tylko zobaczyła dwójkę, co zabiła Cyklona wyskoczyła z łóżka i rzuciła się na obu. Nikodem również wyskoczył i chwycił ją za ręce. Spojrzał na nią. Była cała w ranach i opatrunkach. Poszarpana od dołu suknia nadal się przepięknie obracała. Pogłaskał ją po ranie na policzku. -Nie wiem o co im chodzi, ale nic nie zrobiliśmy. Zobaczymy się jak będzie po wszystkim. Usatysfakcjonowani oprawcy pojmali obu w kajdany i poprowadzili do sądu.

1.4 Śmierć i jej niewolnik

-Chodź Cyklon, wejdziesz jeszcze trochę. Zuza wlekła ogiera do stajni. Zaprzątnięta remontem stajnia Tessera w Bagoto niekoniecznie miała dla niego miejsce, także rosły Cyklon musiał się podzielić boksem z drobnym kucem. Dziewczyna odetchnęła jak zobaczyła, że ogiery się dogadują i poszła do domu, zapadał zmrok. Pojawiły się pierwsze potwory i tym samym została zmuszona, żeby zostać w stajennym sklepie. Usiadła i zaczęła polerować siodło patrząc przez okno. Pasące się dwa konie, dla których zabrakło miejsca nie zwracały uwagi na chodzące wszędzie szkielety i zombie. Nagle coś wyważyło drzwi. Zuza wstała i schowała się za ladą. Do lokalu wszedł zombie. Miał na sobie typowe ciuchy; turkusowy poszarpany t-shirt i ciemnoniebieskie spodnie. Karnację typową dla zombie – zieloną, lecz nie aż tak, jak zwykli być. -Tylko nie krzycz zbyt głośno. Chwycił dziewczynę za rękę, wrzucił na barki i pobiegł w swoją stronę.
Obudziła się w podziemnej komorze z bruku porośniętego mchem. W rogu była skrzynia, a naprzeciwko wejścia był stół na którym leżała zaczęta gra karciana w wojnę. Ona sama leżała na materacu, a nieznany młody zombie siedział przy stoliku i siekał pietruszkę. -A..ale j..ja nie lubię.. pi... -Ćśśś, to moja wina, trochę szkieletów się ze mną pokłóciło. To lekarstwo. Nieznajome monstrum zagotowało pietruszkę z jabłkiem. Dziewczyna zauważyła rany na swojej nodze i na plecach. Obok materaca leżała zakrwawiona strzała. Odzyskała płynność głosu dopiero po paru minutach. -Co się tu stało? Gdzie ja jestem? Kim TY jesteś? Jegomość uśmiechnął się i usiadł obok niej podając kubek z napojem. -Pij i nie marudź. I znowu straciła przytomność.
Powoli się wybudzała z sztucznego snu. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że rany już nie były wodospadami krwi. -Już możesz krzyczeć. Zuza obróciła się, on wciąż tam był. -Kto ty jesteś do jasnej ciasnej? Wstał z materaca i ukłonił się po szlachecku. -Nikodem, od niedawna zombie. Niestety. Obserwowałem cię od jakiegoś czasu i stwierdziłem, że lepiej cię będzie porwać niż narazić na śmierć ze strony Łukasza tej nocy. Ze zmrużonymi oczami cesarz patrzała się na Nikodema. -Co ty chrzanisz za przeproszeniem? -Bywałem w zamku w Endlearn i słyszałem o zamachu na ciebie. Nie chcę zabijać, chcę ratować. Zuza rozejrzała się z lękiem po pomieszczeniu. -Sam zrobiłem. Tak po prawdzie to było to pomieszczenie jak każde inne mieszkanie zombie. Jednak cesarz spojrzała na ścianę z przerażeniem. -A co z końmi?! -Nie pomyślałem, myślałem że ty je trzymasz w innych celach... -Lepiej już nie myśl. Wyprowadź mnie stąd, ja muszę iść czatować. Nikodem wziął ją na barki i krętymi korytarzami doszli do podziemi Patatajca – sklepu jeździeckiego. Na górze słychać było krzątaninę. -Montix? Łukasz? Podeszli we dwójkę na palcach przez poszczególne piętra aż za ladę. Za drzwiami było widać dwójkę ludzi. Zombie Nikodem podrapał się w swoją czarną czuprynę. -Znam ich, to jest Łukasz i ten jego kolega. -Założę się że to oni. Ku zaskoczeniu zombiego Zuzka wyskoczyła zza drzwi i pobiegła za dwójką wrogów, którzy zmierzali w stronę boksów koni na zewnątrz. -STAĆ! Nikodem biegł za nią dysząc ze zmęczenia. Z wariackim śmiechem Montix i Underlay biegli z mieczami błyszczącymi w świetle księżyca w kierunku Cyklona – B i jego małego przyjaciela. Montix nie wytrzymał i rzucił w ogiera mieczem. Koń wydał przeraźliwe rżenie, które wraz z krzykiem jego właścicielki poniosło się po całym Bagoto. Dziewczyna podbiegła do swojego ulubieńca, tętno malało. Usiłowała zatamować krwawienie zdzierając z siebie frak, ale było za silne. Chwilę później Cyklon nie żył, oprawcy zniknęli. Nikodem dokuśtykał do niej. Zobaczył co się dzieje i stanął obok dziewczyny. -Przepraszam cię za moja głupotę. Powinienem wiedzieć, zareagować. Przepraszam, jak mogę jeszcze cię przeprosić? Chwila ciszy była napięta jak struna gitary. Jednak dziewczyna nic nie powiedziała tylko usiadła z nadmiaru emocji, Nikodem ją złapał, usiadł delikatnie i zaczął głaskać po głowie. -Nie rób Nikodem. Odsunął rękę. I tak siedzieli resztę nocy.
Nad ranem dziewczyna obudziła się w swoim łóżku obok arbuza Albina. W pokoju było zasłonięte okno, przez które patrzał Nikodem. -Zasnęłaś. Ja muszę znikać, słyszałem, że tu są jakieś przejścia podziemne do mojego mieszkania. Wpadnij kiedyś. Przeciągnęła się i uśmiechnęła do zombie. -Dzięki za zaproszenie. Ale raczej nie zawitam. I zniknął sunąc po schodach. Cesarz odwinęła rolety okna, w którym zobaczyła jeźdźca i konia. Zaśmiała się, po powiewającej sutannie dało się poznać Papieża. Wzięła strój jeździecki, palcat i nowiutki czaprak z naszytą własnoręcznie flagą miasta i wybiegła trzaskając drzwiami. -KRZYSZTOF! CZEKAJ! Jeździec obrócił się, istotnie był to Krzysztof. Jego koń, Papa Mobile zarżał radośnie do podbiegającej. -Weźmiesz mnie na pakę? Potwierdził i we dwójkę jechali do stajni. Zuzka się odezwała. -Wierzysz w to, że zombie i szkielety i ta cała zgraja mają jakiekolwiek uczucia? -Nie. To są nieumarli. To są szatany. Dlatego je zabijamy. Bramy. Parę boksów już było gotowe, dzisiaj przeprowadzka trzech koni. Zuza wbiegła do domu stajennego i w łazience się przebrała. -Pomożesz mi? Wziąłbyś Twisting do drugiego boksu. Rzuciła mu uwiąz i podreptała do Rosynanta. Pogłaskała rozentuzjazmowanego konia, który na widok innego człowieka niż ona drżał. Widział sytuację poprzedniego dnia. -No co tak długo Zuzka? -Pojadę w teren, okej? -To ja potrenuję skoki. -To ja jednak popatrzę. Jeździec wszedł na halę gdzie już były rozstawione przeszkody. Po chwili rozgrzewki zaczął najazdy na przeszkody. Mobile się strasznie szarpał, stawał dęba. -Daj mi tego konia. Zuzka wsiadła na andaluza i spięła go mocno łydkami, ruszył do przodu. Zaczęła szybko galopować. Potem zatrzymała nagle konia i wycofała kilka kroków. -Będziesz teraz grzeczny? Koń parsknął z niezadowoleniem. Dziewczyna naprowadziła go na najniższą przeszkodę. Skoczył. Ona sama zeszła z konia i dała go właścicielowi. -Miłej jazdy. Poszła natomiast w kierunku koni, wprowadziła do stajni Rosynanta oraz Romantyka i pobiegła do Patatajca. Pogłaskała ladę za którą schowała się z Nikodemem. Chyba wie gdzie on mieszka. Wywiesiła na drzwiach karteczkę z napisem „Zaraz wracam” i pobiegła w dół magazynu.
Była już przy jego mieszkaniu. Rozejrzała się po okolicy, była w jaskini, może uda się zdobyć węgiel? Przy braku surowców zapukała do drzwi. Otworzył jej sam Nikodem. -Jesteś! Czekałem. Zrzucił ze stołu wciąż nierozegraną do końca partię wojny i dostawił krzesło. -Wolałabym materac niż to krzesło.... Zaśmiali się. -Jak mnie znalazłaś? -Szłam przed siebie. Znam tutejsze podziemia. -I oto jesteś. -Oto jestem. Uśmiechnięty zielonkawy osobnik zapatrzył się w ścianę. -Coś do picia może dla ciebie? -Herbatę masz? -Owszem. Nastawił czajnik na ognisko. -Nie przeszkadza ci to, że jestem no wiesz... zombie? Zdechlok? I tego typu? -Liczy się charakter. Jesteś najuprzejmiejszym zombie jakiego znam. Zostawił czajnik i dosiadł się do niej. -Mogę? Potwierdziła, chociaż nie wiedziała sama co potwierdza. Przysunął się bliżej, objął ją ramieniem. O dziwo nie przeszkadzało jej to. Jedynie oparła głowę na jego ramieniu. -No ty popatrz, ja ci zabiłem konia a ty się o mnie opierasz. -A cicho siedź. Czajnik zagwizdał i Nikodem podniósł się, wrzucił saszetki herbaty i znowu się dosiadł obiema rękami obejmując ciepły kubek. -Nie parzy cię? -Jako zombie gorąco nic mi nie robi. Chcesz sprawdzić? Wyciągnął do niej dłoń, sprawdziła. Była jedynie przyjemnie ciepła. -Wolę grzać się o twoje ręce niż o herbatę. Uśmiechnął się promiennie. Wziął jej ręce w swoje i przybliżył twarz, patrzyli sobie w oczy. -Za to ty masz chłodne.
Na powierzchni Papież skończył trening. Ponieważ Mobile miał jeszcze potworne zasoby energii założył na niego derkę żeby się nie przeziębił od przemarznięcia potu, który nie wyschnął dokładnie po ciężkim treningu i wypuścił na pastwisko. Poszedł do domu stajennego i nastawił sobie herbatę. Zadzwonił telefon. -Halo? Tu Konik, Emila znaczy się. Jest Zuzka? -Biskup Rzymu przy telefonie. Nie wiem gdzie ona jest. -Bo chciałam trening. -Zobaczę do Patatajca czy jej tam nie ma. Westchnął i odłożywszy słuchawkę poszedł do sklepu jeździeckiego. Na ladzie leżały katalogi na wiosnę. Wziął jeden i usiadł na krześle, nie chciał wchodzić do magazynu. Nagle z niego wybiegła Zuzka a za nią zombie. Krzysztof napiął łuk i wycelował w monstrum. -Chłopie! Znamy się jedną noc! -Ale... -Moja wina, no już no! - Nie, ty też tego chcesz. -Problem w tym, że sama nie wiem czego chcę. Nikodem odchylił się i natrafił na strzelca. Obrócił się. -KTO TY JESTEŚ? Krzysztof, zaskoczony że istnieje ktoś kto go nie zna, uprzejmie się przedstawił... -Jego ekscelencja Najdostojniejszy Biskup Rzymu Patriarcha Zachodu Wikariusz Chrystusa na Ziemi Następca Św. Piotra najdos... Zuzka wzięła Nikodema z powrotem na stronę. -Przyjdź za jakiś czas. Ja... muszę to przemyśleć... To jest zbyt dziwne. Nie chcę historii rodem ze Zmierzchu. -Ale ja chcę! -Ja nie. Mam pracę. Rozłożył ramiona do uścisku, zbliżył się, ale ona musnęła jedynie ręką jego policzek. Podeszła do lady i spojrzała na katalog. -Na stronie piątej jest fajny jaskrawy żółty czaprak, idealny dla gniadoszy.


1.3 Kolejne ofiary

Następny ranek powitał wszystkich deszczem. W Ivarsted Szymon siedział w swoim domu i brzdąkał na gitarze różne rzeczy denerwując się na riffy. W Gasipolis Paweł z kolei usiłował zagrać na keyboardzie jakiś bliżej nieokreślony utwór, wkurzając się na dźwięk, który musiał naciskać kciukiem. Zuzka denerwowała się na klacz, z którą ćwiczyła, bo odmawiała skoku.. bo tak. Natomiast w Rzymie Papież miał również niezbyt radosny poranek. Wstał z ławki w kościele na której spał i poszedł do magazynu po coś do zjedzenia dla siebie i Stasia. Gdy zwinął parasol i przekroczył próg opuścił i parasol i szczękę. Na skrzyni przy wejściu leżał jego pies, już nie biały, a poplamiony czerwoną krwią. Podbiegł do ulubieńca i zlokalizował ranę. Była ona na szyi, sporych rozmiarów. Zadzwonił po weterynarza – Zuzkę. W panice wziął papiery, niepotrzebne skrawki umów pokojowych z Kalifornią i usiłował tamować krwotok. Tętent kopyt oznajmił przybycie dziewczyny, która rzuciła się do psa z walizką pełną rzeczy ratujących życie. Stanisław piszczał i szukał pana nosem. Puls malał, nos stawał się suchy jak wiór, blask w oczach zanikał. Papież spojrzał na dziewczynę.
-Nic się nie da zrobić, przecięta główna tętnica. Albo się wykrwawi albo się wykrwawi.
Diagnoza dziewczyny nie pocieszyła go. Przykucnął do skrzyni i pogłaskał przyjaciela po głowie. Ten polizał go ledwo po ręce i zamknął oczy na zawsze. Duchowny zrobił na jego czole znak krzyża, wstał i poszedł po gąbkę, żeby umyć sierść zwierzaka do pogrzebu. Na skrzyni pod psem leżał list.
Może twój pies ci podpowie czy ma duszę, Łukasz i tak ma rację.
Zgniótł list i spojrzał na cesarza. Miała zacięty wyraz twarzy, wiedziała z góry kto to był.
-Krzysztof, umyj go, a ja pojadę załatwić pewną sprawę. Trzym się.
Pogalopowała na wyścigowym ogierze o imieniu Cyklon – B w kierunku Endlearn.
Zatrzymała gwałtownie ogiera delikatnym sygnałem przed swoim tymczasowym domem. Koń nastawił uszy i zaczął nawąchiwać.
-Hooo Cyklon. Nic się nie dzieje.
Zapakowała resztę swoich rzeczy z budowy stajni w Endlearn i zarzuciła je na grzbiet Cyklona. Poszła do zamku, gdzie urzędował radośnie Łukasz. Wjechała na koniu i rzuciła mu w twarz kilka okrwawionych papierów.
-Świetnie się bawisz śmieciu?
-Wyśmienicie, a co?
-To, że pewien papież, w pewnym mieście stracił swojego psa. Była napisana karteczka, że ktoś się zgadza z twoimi poglądami.
-No i dobrze gada.
-Zgadzanie się z samym sobą zakrawa o chorobę psychiczną.
-Psychiczna to ty jesteś i te twoje koniki.
To już było odrobinę zbyt wiele. Dziewczyna wyjęła diamentowy, błyszczący w słońcu miecz i rozdarła chłopakowi na środku elegancką biurową koszulę, drasnąwszy trochę skórę z której popłynęła delikatna strużka krwi.
-Moje ostatnie ostrzeżenie.
Schowała broń, odwróciła konia, który kopnął tylną nogą w biurko i wymaszerowali z zamku jak i miasta.
Paweł usłyszał tętent kopyt. Wyłączył keyboarda głuchym trzaśnięciem, trochę się zirytował na niego. Wyszedł przed bramę zamku. Stado koni przygalopowało spod pola trzcinowego dopiero teraz. Westchnął, znowu się zaczyna.
-Po co ja w ogóle się zgodziłem wziąć te konie...
Wziął przewodnika grupy, Clean'a, a reszta poszła za nimi w kierunku stadnin. Jak tylko My Joy zauważyła Walking'a rzuciła się na przód grupy, za co prawie dostała kopniaka od prowadzącego i wskoczyła do niego na padok. Stojący z nim Hellraiser spłoszył się i nerwowo przeskakiwał z kąta w kąt pastwiska, natomiast uradowany ogier obwąchał klacz i donośnym kwikiem oznajmił swoją radość. Paweł się delikatnie uśmiechnął i wprowadził resztę rumaków do stajni.

1.2 Pierwsza krew

Paweł był w drodze do Gasipolis. Z słuchawkami na uszach i płytą Depeche Mode w odtwarzaczu sunął przez autostradowy chodnik. Swoją drogą, żałował, że nie ma przy sobie konia, nie musiałby chodzić i zdzierać podeszwy z butów. Jednak kiedy dotarł do miasta skamieniał. Na ulicach rozprzestrzeniała się lawa topiąc chodniki i ulice. Z krzykiem rzucił się do zamku rzucając na ziemię plecak z... nie wnikajmy co współimprezowicze tam wrzucili. Wziął bruk i zaczął zarzucać źródło cieczy surowcem. Szybko oddychając patrzył jeszcze na miejsce w którym przed chwilą płynął krwistoczerwony strumyk. Poszedł do stajni, jednak spodziewał się co tam zastanie. W zasadzie nie zastanie, mianowicie koni, których nie było faktycznie. Zza stajni wykłusowały trzy ogiery: Walking in My Shoes, Clean i Hellraiser. Ten pierwszy, dumny, potężny czarny ogier fryzyjski przeraźliwie zarżał. Podbiegł do swojego dawnego boksu, który dzielił z My Joy. Klaczy nie było. Hellraiser położył łeb na ramieniu właściciela, a Clean z złością w oczach spojrzał w stronę morza. Paweł usiadł na chłodnym chodniku przy stajni. Konie się położyły obok. W końcu wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zadzwonił najpierw do Ivarsted, potem do Bagoto.

Pierwszy przyjechał PyroMan, czyli Szymon. Wydawać by się mogło, że krzyczy, lecz to Zuza jechała galopem na siwej klaczy w różowym fraku jeździeckim i czarnych bryczesach, bez kasku, drąc się wniebogłosy i wymachując diamentowym mieczem. W galopie zeskoczyła z klaczy, jechała na oklep. Schowała miecz i się spytała co się dzieje. Clean, który na widok Szymona jedynie machnął bujnym ogonem, na widok dziewczyny skulił uszy. Hellraiser zainteresował się klaczą.
-Zabili. Wszystkie.
-PIERNICZONE TĘPE SZMIRY
Szymona teraz faktycznie poniosło. Usiadł na płocie usiłując się uspokoić. Paweł ukrywał skutecznie emocje mając obojętny wyraz twarzy, jednak w jego głowie kłębiły się pytania; kto?, jak?, dlaczego? Zuza z lekko załazawionymi oczyma weszła do stajni. W środku nie było ciał, jedynie leżący Walking, który jak tylko usłyszał kroki stulił uszy i walnął w ścianę boksu. Cała trójka po chwili usiadła i zaczęła ciężko rozmyślać. Nagle Zuzka się spytała;
-Czy masz ciastka?
-Chyba nie.
-Przy ciastkach się lepiej myśli.
Postanowili, że pójdą do zamku i zrobią je własnoręcznie. Paweł czekając na rozgrzanie się pieca, poszedł do kur po jajka, natomiast Zuzka z Szymonem poszli naścinać trzciny cukrowej. Z sierpami w dłoniach poszli nad jezioro trochę za miastem. Usłyszeli rżenie koni, dziewczyna pociągnęła chłopaka za bluzkę i skoczyli za krzaki. Tam były konie Pawła! Przy nich ktoś się miotał. Zuza podeszła cicho za kolejny krzak i pociągnęła delikatnie jakiegoś konia za ogon. Spłoszył się, w sumie to cała grupka w popłochu zerwała uwiązy, które były przy płocie i pogalopowała do stajni. Na trzy cztery para wyskoczyła z krzaków i rzuciła się na chłopaka co się krzątał przy rumakach, niestety zwiał. Poszli zatem zerwać tą nieszczęsną trzcinę.

W rzymskim magazynie Papież Krzysztof mrużąc oczy myślał co tak właściwie miał do zrobienia. Podszedł do pierwszej lepszej skrzyni.
-Czas przygotować Mszę.
Wziął trochę chleba i wina do konsekracji i pomaszerował w kierunku kościoła do Nowego Rzymu. Nowa część Wiecznego Miasta różniła się od jego starej części większą przestrzenią pod budowę. Kiedy duchowny szedł aleją przed nosem przemknęła mu spora sylwetka konia. Postanowił jednak za nim pobiec, nieczęsto zdarza się widzieć przebiegającego ulicą miasta wielkiego konia. Rumak zatrzymał się w stajni. W sumie to słowo „zatrzymał” nie jest prawidłowe, gdyż krążył od boksu do boksu, w pewnym momencie się zatrzymał przy jednym. Położył się pod tabliczką z imieniem konia, który powinien być w środku. Napis głosił:
kl.Sara
wł. Papież
andaluzyjska
Owej Sary w boksie nie było. Papież chciał wziąć konia za kantar, lecz kiedy tylko się zbliżył ogier stulił uszy i kłapnął zebami. Zbierał się do staniecia dęba i zmiażdżenia oponenta gdy...
-ROMEK CO JA CI MÓWIŁAM O UCIECZKACH.
Romanian Boy, bo takie pełne imię miał ogier, odwrócił się i spuścił głowę na widok swojej właścicielki: Zuzix. Miała w ręku długi uwiąz i pachniała arbuzem. Spojrzała na boks.
-Ooooo chłopie, zakochałeś się chyba. Gdzie jest Sara?
Papież Krzysztof pomyślał chwilkę.
-Nie żyje, a spalenie ciała powierzyliśmy Underlayowi i Furherowi.
Dziewczyna westchnęła i pogłaskała konia. Zaczepiła uwiąz o kantar, żeby służył jako wodze i poczłapała na koniu do bazyliki, wykonując telefon.
W owym kościele czekało już grono zacnych gości. W jednej ławce siedzieli MegaMontix, Underlay, DerFurher i ich podwładni, a w ławce po drugiej stronie Paweł z Szymonem. Herobrine, którego prawdziwe imię brzmi Kuba, wyszedł na front budynku. Do niego zbliżała się Zuzix na Romanianie.
-O co chodzi?
-Dałbyś jeszcze coś ode mnie na modlitwę powszechną?
-Oks.

Msza się zaczęła. Zuzix nie siedziała w ławce, siedziała na oklep na koniu, pilnując ciasta arbuzowego. Msza przebiegała spokojnie dopóki Herobrine nie powiedział....
-Módlmy się za klacz rzymską o imieniu Sara, by jej dusza zaznała wiecznego spokoju. Ciebie pro...
-HEREZJA
Underlay, Łukasz, wstał.
-Konie to zwierzęta, a zwierzęta duszy nie mają!
Na to oburzona Zuzix, która się trzymała z boku, z wiadomych powodów, podeszła bliżej, na koniu oczywiście.
-Jak śmiesz tak mówić. Koń to też stworzenie, Bóg nie pozbawiłby go duszy.
-Chcesz się przekonać że w Niebie, a raczej piekle, nie ma koni?
Wyjął miecz i zadał proste pchnięcie na jeźdźca, lecz ona mając szybki refleks wyjęła swój (a to że drewniany to nie ma znaczenia) i zrzuciła wrogowi hełm.
-Dzisiaj mam dla ciebie litość frajerze, ale następnym razem wyciągnę diamentowy. O MATKO JAKIE TO BYŁO SUCHE.
I zaczęła się śmiać. Zdegustowany Krzysztof patrzył na to widowisko z lekkim uśmiechem.

Po skończonej Mszy wypełnionej śmiechami i dyskusją podczas kazania wszyscy rozeszli się w swoją stronę. Papież ocierając czoło ze zmęczenia, poszedł do kaplicy pod bazyliką. Rozejrzał się i wyciągnął z biblioteki swój pamiętnik. Odkopał długopis spod sterty papierów i zaczął pisać.
Najświętsza Panienko. Nie mam już do nich siły. Łukasz ciągle szuka zaczepki i prosi się o wydalenie z Kościoła, ale nie mogę go wyrzucić. A co gorsze, nasz kardynał Bartosz go popiera. Chciałbym się też pogodzić z Pawłem, ale co na to reszta? Proszę, pomóż.
Westchnął i odłożył wszystko na miejsce. Popatrzał ze zgrozą na ogromną stertę papierów. Trzeba będzie posprzątać.

W Gasipolis zapadał zmrok. Paweł, Szymon i Zuzka, wykorzystując możliwości Romanian Boy'a, jechali na nim we trójkę, ciągnąc siwą klacz na lince z tyłu, a kierująca koniem dziewczyna rozwoziła kolegów do domu. Panowała cisza, każdy rozmyślał o czymś innym. Nagle wypaliła;
-Ej, patrzcie tam! Wielki Wóz! Ciekawe jak ludzie ogarnęli ten gwiazdozbiór. Montix nigdy nie chciał patrzeć ze mną w gw...
-I znowu się zacznie temat o nim. Gdybym miał blisko do domu to bym wysiadł i szedł z buta, ale do Ivarsted daleko.
Dziewczyna spojrzała ponownie na drogę, Paweł już powoli zasypiał na ramieniu Szymona. W sumie to zrobienie Mszy o 22 w nocy i skończenie jej o 23 nie było zbyt genialnym pomysłem ze strony Papieża.


1.1 Polityka, politycy

Piękne wczesne popołudnie we wsi Bagoto. Cicho jak w grobie. Ta mała wieś liczy sobie tylko 2 mieszkańców, lecz owa cisza to nie jest skutek małej liczby ludzi. Jakby się przyjrzeć okolicy dyskoteki pod nazwą „After 22”, a konkretnie na podwórze obok niej, można zauważyć pierwsze ślady życia. Oto i kardynał Herobrine. Ubrany na czerwono, głaszcze swoją czarną klacz o imieniu La Bomba. Dzień wcześniej we wspomnianej dyskotece odbyła się impreza i to spora. Na płocie leży okrycie wierzchnie kardynała, które na imprezie zostało suto oblane firmowym drinkiem dyskoteki: Lord of Dirt. Chłopak postanowił wywietrzyć salę, było w niej duszno. Na stole DJ-a leżała cesarz Zuzix, przytulona do winylowej płyty zespołu Depeche Mode. Herobrine się rozejrzał i postanowił, że weźmie płytę dziewczynie, żeby się nie zepsuła. Powoli wyciągnął rękę i....
-CO TO ZA KRADZIEŻE CO?
Zaskoczony odskoczył i huknął o solidny świerkowy słup. Cesarz się przeciągnęła i zaczęła podrzucać i łapać płytę. Głośne ostrzeżenie obudziło trzech pozostałych uczestników: PyroMana, który sobie leżał na barku zaciskając uprzednio butelkę z tajemniczą substancją, Papieża, który jakimś cudem leżał na wpół w skrzyni pełnej kolorowych barwników, co spowodowało, że jego białe szaty stały się przyjemnie kolorowe, a z ławek wstał JanuszGasikot i trochę nieprzytomnie zadał pytanie co się działo po tym jak wrzasnął że potwór z Loch Ness nadchodzi. Grupka się zaśmiała. Papież, wygrzebawszy się z kufra, klasnął w dłonie. Pomarańczowy pyłek rozsypał się z jego dłoni na stojącego obok PyroMana.
-Pomarańczowa rewolucja?
-Nie zgadłeś, drogi Pyro.
Chłopak zrobił posępną minę i Papież kontynuował.
-Dzisiaj odbędzie się msza, wszyscy są zaproszeni, oprócz Gasikota.
W tym miejscu oboje spojrzeli na siebie z nienawiścią. Kontynuował.
-Ponadto Zuzix i Herobrine mogą zaprosić po jednej osobie.
Zuzix spojrzała na Herobrina i w bezgłośnej naradzie wybrali obaj JanuszaGasikota. Papież, niezadowolony, otrzepał z siebie róże, zielenie, brązy i wyszedł z dyskoteki trzaskając drzwiami. Kardynał spojrzał na drzwi na podwórze. Przez nie, ziewając wchodziła La Bomba. Powiedział, że może ją już lepiej odprowadzi i poszedł, zapominając o suszącym się czerwonym płaszczu. Dziewczyna usiadła na blacie barku.
-Coś mi mówi, że nie jest zbytnio zadowolony z naszego wyboru...
Pozostali pokiwali głowami. Po chwili skoczyła i stanęła na owym blacie.
-Ku chwale Rzymu, zorganizuję krucjatę, która zabije wszystkich którzy mają cokolwiek wspólnego z Gasipolis wbrew piątemu przykazaniu!
Powiedziała to tak komicznie, że wszyscy się zaczęli śmiać. Spytała się komu coś nalać, gdy PyroMan oświadczył, że idzie czytać „Potop”. Zuzix zeszła z barku i oparła ramiona na stole obok butelki Martini, oświadczając, że to takie piękne; on i książka. Ze strony chłopaka rozległ się ironiczny śmiech i wyszedł. W budynku pozostali Zuzix i Gasikot. Król Gasipolis usiadł sobie na ziemi przy barku. Cesarz go poklepała po głowie i wzięła mop z magazynku. JanuszGasikot, który naprawdę ma na imię Paweł, spojrzał się na nią nieprzytomnie.
-Co ty robisz, weź odłóż to na później...
-Dobra, kit, zrobię teraz, potem będę mieć wolne.
Król podniósł się ciężko z podłogi i wywlekł się przez drzwi. Zdążył się spytać, czy ona będzie w Gasipolis.
-Nie dzisiaj, mam klacz do zajeżdżenia, ale może jutro.
-To na razie.

W tym czasie Papież był w drodze do swojego Rzymu. Nawet nie zauważył jak minął bramy, był zbyt zajęty myśleniem, czym by tu doprać szaty. Nagle coś go zahamowało. Była to wyciągnięta prosto ręka DerFurhera, władcy Rzeszy. Papież zaskoczony bólem nosa wywołanym głuchym uderzeniem dłoni o twarz dopiero po chwili skojarzył kto to.
-Witam kardynała.
-Witam uprzejmie. Chciałbym podyskutować na pewien temat.
-Proszę, mów.
-Wolałbym iść w bardziej prywatne miejsce.
-A to zapraszam do mojego magazynu.
Papież pokazał drogę i poszli. U progu magazynu na swojego pana czekał biały pies, który nie oszczędził duchownemu sporej porcji czułości. Ten go zaczął targać i tak by się świetnie bawili, gdyby nie chrząknięcie kardynała. Gospodarz skończył zabawę z psem i poszli na górę usiąść na skrzynie.
-Więc co chce przedyskutować nasz kolega z Rzeszy?
-Jesteście zagrożeni ze strony Gasikota. Przyda wam się większa armia.
-Oni są zbyt słabi. I tak to my zaatakujemy pierwsi. Z pomocą Stasia wygramy, no nie piesku?
Stanisław, bo tak miał na imię biały owczarek niemiecki, pomerdał ogonem i szczeknął. W tej chwili zadzwonił telefon. Papież z przerażeniem zobaczył, że to z Bagoto, bał się co cesarz dziwnego wymyśliła, że do niego dzwoni.
-Siemka Krzysztof, masz może mopa? Bo mój odmówił współpracy.
-Jak mógł odmówić? Przecież mop nie żyje a co dopiero żeby mówił.
-KAŻDY PRZEDMIOT MA DUSZĘ. To masz ten mop?
-Mam psa z sierścią, która sprząta wszystko z podłogi pięknie się brudząc przy okazji.
Pies zapiszczał, jak usłyszał że o nim mowa i leżąc przeniósł wzrok z DerFurhera na swojego pana. Dziewczyna podziękowała za psią pomoc i się rozłączyła. Władca Rzeszy oparł głowę o ręce.
-No i zostaje ONA. Nie wiadomo co wymyśli, a trzyma z Pawłem.
-No nie żartuj, że się jej boisz...Poza tym mówiła kiedyś, że jest tchórzliwa i tak dalej.
-Ale ma jednak trochę oleju w głowie. Zamiast mózgu.
Zaśmiali się i znów zadzwonił telefon, znowu od Zuzix.
-To pożyczysz tego psa czy nie?
-Nie mówiłem na serio...
-Już dzwonię po FBI.. Jest tam ktoś obok?
-Tak, Stasiu i Furher.
-Pozdrów psa, Furhera nie. Możesz go ode mnie walnąć w głowę.
I odłożyła słuchawkę. Zdezorientowany gość poradził, żeby następny telefon zignorował. Powrócili do rozmowy o wojskach. Papież nie dowierzał, że na Rzym może nadejść atak z sąsiedniego Gasipolis.
-To ja tu ustalam kto się z kim bije pełnoprawnie. Jak wypowiem wojnę, mam od razu sojuszników przy sobie. I nie zmuszaj mnie BARTOSZU do zapłacenia tobie za wsparcie, bo jako państwo chrześcijańskie masz obowiązek bronić papieża i ukochanego Rzymu.
Furher, mający naprawdę na imię Bartosz skrzywił minę. Nie podobało mu się, że ktoś się z nim bawi w sługę i pana. Papież wstał, kardynał zrobił to samo.
-Ale dyktatorzy trzymają się razem. Czyż nie?
-Pewnie, w razie czego ci pomożemy. Bezinteresownie.
Uścisnęli sobie dłonie i Furher poszedł w kierunku swojej Rzeszy. 

W Bagoto Zuzix poradziła sobie i bez mopa – wzięła wielkiego ogiera, z owłosieniem nad kopytami. Raz, dwa przeprowadziła go przez salę i było sucho. Zadowolona z siebie usiadła na kontuarze barku i spojrzała na czystą salę. Ogier, mający na imię Fresh and Strong, spokojnie szedł w stronę wyjścia, w którym się zjawił zaskoczony Herobrine.
-Co to bydlę robi tutaj?
-Potrzebowałam mopa.