Rok później na
serwerze nastała nowa era. Era polityki i żelaznej kurtyny. Państwa
nowo utworzonego Świętego Przymierza oddzieliły się od państw
Unii Osi. Nienawiść wisiała w powietrzu...
piątek, 21 sierpnia 2015
1.7 Ostateczne rozwiązania
W jaskini Nikodema
Zuzix piła herbatę opierając się o zombiego. W pewnym momencie
stwierdziła, że najwyższy czas iść spać, było już późno.
-Gdzie to jest jakieś miejsce do umycia się?
Nikodem wskazał
jej kierunek i dziewczyna poszła się przemyć. On natomiast wziął
koc i poduszkę. Po pięciu minutach przyszła w tych samych
ubraniach, lecz mokrymi. Zombie uśmiechnął się.
-Robisz coś
po nocach? Na przykład krzyżówki?
-Czytam.
-A może zastąpimy
czytanie czymś... innym? Jeśli wiesz o co mi chodzi.
Spojrzała
się na niego wielkimi oczami.
-Jeszcze nie. Jestem cesarzem, ta
funkcja zobowiązuje.
-Rozumiem...
Nikodem zdjął swoją
turkusową bluzkę i poszedł za drzwi zmienić spodnie. Potem
wskoczyli na materac i przytuleni do siebie zasnęli.
Herobrine
gorączkowo usiłował dodzwonić się do dziewczyny, ale bez skutku.
Postanowił pobiec w kierunku Bagoto, by poszukać w podziemiach
mieszkania Nikodema. Znalazł po godzinie krążenia po jaskiniach.
Załomotał w drzwi. Otworzył mu Nikodem.
-Co jest?
-Wypowiedziano nam wojnę.
-Co?
Z materaca wyskoczyła Zuzka w
jeszcze mokrych ciuchach.
-Kto wypowiada wojnę nam?
-Endlearn,
Rzesza oraz Underlake.
Nikodem zatrzasnął drzwi.
-Nigdzie
nie idziesz. Umowa z Underlayem była taka, ja cię uprowadzam noc
przed wojną a w zamian dostaję wieczne obywatelstwo na wielkim
kontynencie.
-Ty chory fanatyku. Sama się uprowadzę.
Kopnęła
zombiego w kostkę, otworzyła drzwi i pobiegła za Kubą, który
słysząc krzyk obrócił się i uśmiechnął.
-Nie wiem co się
stało ale się pospieszmy, czekają na nas.
Na ryneczku tuż
przy stajni czekała już koleżanka Zuzy: Leirra, Klaudia. Na
kowadle siedzieli Szymon z Pawłem, a przy płocie do którego były
przywiązane trzy konie stały jajko, konik oraz ola. Wszyscy wesoło
pomachali dziewczynie i spojrzeli na nią. Zuza się rozejrzała. Po
chwili namysłu stwierdziła, że potrzebuje czterech ochotników,
ewentualnie sześciu. Zgłosili się Kuba, Maciej, Emilia (konik),
Kasia (jajko), Ola i Klaudia. Posłała ich do stajni, szykowała się
na kawalerię. Chłopacy mieli wykuwać miecze i zbroje dla koni.
Wszyscy wzięli się
w garść i ruszyli do pracy. Zuza poszła z dziewczynami ćwiczyć
sztuki walki, chłopaki do nich dołączyli kiedy skończyli robić
zbroje. Musieli to wygrać! Klaudia i Kuba okazali się być świetni
w strzelaniu z łuku na koniu. Zuza razem z Maciejem i Emilią w
cięciu mieczem, również wierzchem, a Emilia i Ola po równo były
dość dobre jednak zostały na artylerii. Ćwiczenia były
intensywne ale dawały wyraźne efekty. Trzeciego dnia wszyscy byli
gotowi do bitwy.
W Ibelin, fortecy
naprzeciwko Bagoto również się przygotowywali, lecz postawili na
artylerię. Papież siedział w ich fortecy ale nie pomagał żadnej
ze stron, chciał być tylko bezpieczny. Montix się wahał co do
pomysłu wojny, chciał nawet wysłać odwołanie jednak Furher i
Underlay byli nieugięci. W Ibelinie również był Nikodem. Miał
strzelać z łuku na wieżyczce. On również się wahał co do
wojny. Jednak punktualnie gdy wojska cesarskie się stawiły pod
bramą i zaczęły nacierać już było za późno...
Z armat poleciały
buteleczki z miotaną trucizną. Konie, które dla kawalerii wybrała
cesarz były idealne: wyścigowe i wytrzymałe folbluty. Trucizna nie
docierała do nozdrzy ani ciała ze względu na zbroję. W Ibelin
zapanowała panika. Wzięli za miecze i wybiegli z twierdzy, łącznie
z Papieżem, który nieśmiało truchtał na samym końcu. Zaczęła
się bitwa. Nikodem zaprzestał ostrzału i uciekł... gdzieś. Kiedy
Under i Furher mieli miecze na gardłach postanowili się poddać.
Zuza podgalopowała na swoim koniu i pogardliwie się na nich
spojrzała.
-Nie
tylko wy umiecie się bić. Może i jestem ze wsi ale ćwiczyłam
jednak walkę widłami.
Bagotanie się
zaśmiali.
-Puszczam
was wolno. Ale jeśli kiedykolwiek wypowiecie nam wojnę ponownie...
nie chciałabym być w waszej skórze.
Zniesmaczeni
oponenci poszli z powrotem do Ibelin za wyjątkiem Montixa. Podniósł
głowę i zaczął mówić do Zuzy.
-Przepraszam
za tych głupków, zachowaliśmy się paskudnie, zwłaszcza
Krzysztof. Wybaczysz chociażby mi?
Koń Zuzy
niecierpliwiąc się długim staniem w miejscu stanął dęba.
Dziewczyna nie miała ochoty na rozmawianie ze swoim byłym i
odprawiła go nadmieniając, że pomyśli o tym. Armia Bagoto
pogalopowała do stajni.
1.6 Ostatki pokoju
Na zewnątrz w
dalszym ciągu czekały konie. -Krzysztof, rozsiodłaj konie
poproszę. Otrzymała cios w tył głowy. -PAPIEŻOWI SIĘ NIE
ROZKAZUJE. Skrzywiła się i spojrzała do tyłu, gdzie szedł
jej ukochany. Miał głowę zwieszoną w dół, był prowadzony przez
Underlaya. Dziewczynę prowadził MegaMontix, tyły eskortował
DerFurher a zawiedziony Papież szedł przodem. Z wysokości mostu
kolejowego na wszystko patrzał Kuba. Zrobił w ich kierunku znak
krzyża i pobiegł na salę sądową. Kiedy zostali doprowadzeni,
zamknięto Nikodema w izolowanym pomieszczeniu, za to dziewczyna w
kajdankach usiadła na ławie oskarżonych. Rozprawę prowadził
Bartosz. Jednak kiedy miało się zacząć... -Drogi kardynale,
nie sądzisz, że tak szybko zrobiona rozprawa pozbawienie
oskarżonych obrońców i brak świadków to chrześcijańsko? -Oni
też się nie zachowali chrześcijańsko. -Ja bym w ogóle umorzył
to postępowanie. Kardynał walnął się po kolanie. -CESARZ
POWINNA BYĆ PRZYKŁADEM! RZĄDAMY NOWEGO CESARZA! -Kto nim ma być?
-Najlepszym kandydatem byłby MegaMontix. Wywołany uśmiechnął
się i dumnie stanął na baczność stukając podkutym butem. Na
salę wbiegł Paweł, który słyszał hałas, kiedy wypoczywał przy
fontannie przy Rzymie. -HAŃBA! MORDERCA NIE NADAJE SIĘ NA
CESARZA! -Puszczalska tym bardziej! Nikodem się zaczerwienił ze
złości na uwagę Łukasza. -W tym łóżku nic się nie działo,
ona się bała. -Chyba ciebie. -No chyba ciebie. I wszyscy
zaczęli się wyzywać. W końcu Papież walnął ręką o stół.
-CISZA! Wierzę potworowi, ale jeśli następny raz taka sytuacja
będzie miała miejsce w Rzymie zostaniecie obaj skazani na areszt
albo wygnanie. Nikodem wzniósł głowę do nieba i wypuścił
powietrze z ulga, Zuzka zamknęła oczy. Zombiego wypuszczono,
dziewczynę rozkuto i pobiegli pod szpital. Tam wzięli konie, Little
Rainbow prowadziła za nimi bryczkę aż do Bagoto. Tam zostały
rozsiodłane i wypuszczone na pastwisko. Zmęczona para usiadła na
trawie. -Tutaj możemy robić co chcemy. Co robimy? -Zapomniałam
czekoladek. -Możemy poszaleć bez czekoladek. Pocałował ją,
ona jego i tak się wili w śmiechu po trawie obijając się o płoty
i mury.
W Rzymie trwały
przygotowania do popołudniowej mszy popielcowej. Popiół leżał
już przykryty, żeby nie odleciał, nowy obrus na ołtarz założony.
Kardynał DerFurher oraz kardynał Herobrine wraz z Papieżem
patrzyli na efekt prac. W tym roku miał się odbyć w starym
kościele rzymskim. Kuba klasnął w dłonie. -Wszystko git. Kiedy
zaczynamy? -Za godzinę. Pierwszy przyszedł Szymon, rozejrzał
się, stwierdził, że „ja pierniczę, jak fajnie” i usiadł.
Potem przybiegła Zuza i Nikodem, którego dosłownie wciągnęła.
Miała na sobie wciąż poszarpaną suknię oraz zapleciony warkocz
związany wstążką. Nikodem chciał poczekać na zewnątrz, ale nie
pozwoliła mu. Później dołączyli Paweł, Konik oraz paru innych
drobniejszych mieszkańców.
Po mszy wszyscy się
rozchodzili do swoich domów. W Bagoto Zuzix się wykąpała i
przebrała w piżamę. Nikodem zajrzał do niej cały mokry, w swojej
norze nie miał ręcznika. Uśmiechnęła się na widok jego mokrych
włosów. Położyła się do łóżka. Nikodem do niej podszedł z
szalonym śmiechem na twarzy gotowy do ewentualnych łaskotek. -Nie
rób, źle się czuję. -No jak to... -Sama nie wiem. Może za dużo
się ostatnio działo. Wpadniesz jutro? -Zawsze i wszędzie.
Pocałował ją w czoło i poszedł tunelami do siebie. I
zasnęła.
Daremne były
jednak próby odespania paru nocy. Zadzwonił telefon, odebrała.
-Hej! Tu Emilia! Miałabyś może czas na jazdę? Dziewczyna
spojrzała na zegarek, była godzina dwunasta, spała tylko dwie
godziny. -Ta, pojaw się za godzinę. -Mogę z Sancho? -Obojętnie.
Rozłączyła się. Poszła na dół do łazienki i zamoczyła
twarz w umywalce z zimną wodą. -Bulghnulg. Ahh... Obmyła
twarz i się przebrała w strój jeździecki. Przed lustrem ściągnęła
jeszcze w dół kanty fraka i zrobiła poważną minę. Kasku nie
musiała brać, ma go w stajni. W bramie widziała już Emilię na
tarantowatym koniu. Uśmiechnęła się i zaprosiła na halę. Koń
był rozgrzany, także instruktorka zajęła miejsce na trybunach i
wydawała polecenia i dawała uwagi. Koń szedł ładnie, jazda była
udana. Cesarz się uśmiechnęła, Emilia się do niej obróciła.
-Czemu się tak dziwnie uśmiechasz? -Moje życie zaczęło się
układać. -Co się stało? -Dużo dobrego, po prostu. Emilia
uśmiechnęła i poprosiła o otwarcie drzwi. Zuzka jej otworzyła i
poszła siodłać konia dla siebie.
W drzwi zakrystii w
Rzymie ktoś zapukał. Był to DerFurher, Krzysztof mu otworzył. Za
nim weszli Underlay i MegaMontix. -To nie jest sprawa do
obgadywania w świętym miejscu, chodźmy do magazynu. Papież
spojrzał na Underlaya. -Nie wpuszczę zabójcy mojego psa do
miejsca jego zgonu. Już tam raz był. Zapraszam was zatem na arenę
bitewną. Trzyosobowy sznureczek podreptał jednak w kierunku
lochów. Usiedli w strażnicy. Zaczął Furher. -To dobry moment
by zaatakować Bagoto. Zuza jest zaślepiona szczęściem i tymi
swoimi końmi. Montix i Underlay wymienili rozbawione spojrzenia,
Krzysztof natomiast popatrzał się na sufit. -Chcecie...
zaatakować... w pełni chrześcijańskie państwo, właściwie to
wieś, która nic wam nie zrobiła. Underlay przewrócił oczami.
-Niedługo zmusi nas wszystkich do wyznawania jakiś
prozwierzęcych religii, lub nawet satanizmu! Widziałem z kim chodzi
po Bagoto! Krzysztof westchnął i spojrzał na wciąż
rozbawionego MegaMontixa. -To jest nasza cesarz, stoi wyżej od
was. Wiecie, że to jest szarganie imienia bliźniego? -Przestań ją
bronić! Montix wstał. -Ona jest gotowa nas powiesić jeśli
zranimy chociaż jej jakiegoś małego kucyka! -I ma słuszność. Ja
także mam ochotę powiesić zabójcę mojego psa. Spojrzał
groźnie na Underlaya. -A teraz idźcie i niech żadne głupie
pomysły nie wpadają wam do głowy. Goście wyszli, kiedy
przybiegł Herobrine. -Po co tu byli? -Reklama szamponu do mycia
kół zębatych. Co cię tu sprowadza? -Bagoto. Płonie. Zauważyli
jedynie błysk w oku odwróconego w ich stronę MegaMontixa.
Kiedy tylko Zuzix
przejechała bramy stajni Tessera zobaczyła języki ognia trawiące
jej miasto. Każdy budynek był podpalony. Otworzyła usta. Zsiadła
z Anomalys i wzięła stojące przy wyjeździe wiadro. Odpięła
popręg klaczy i zrzuciła siodło, odpięła ogłowie i założyła
ekspresem kantar wydając gorączkowe polecenie pójścia do boksu i
pilnowania dobytku. -Może mnie nie rozumiesz według innych, ale
ja w to wierzę. Wierzę w ciebie Ano, musimy grać duetem. Klacz
parsknęła i rzuciła się w kierunku stajen. Dziewczyna natomiast
pobiegła gasić miasto wodą. Przybiegł Kuba z Krzysztofem, który
złapał się za głowę. Również zaczęli gasić, lecz domu cesarz
nie dało się uratować, podobnie jak przystani rybackiej oraz
kościoła. Dziewczyna ze łzami w oczach przykucnęła u
spopielonego progu swojego domu. Herobrine położył jej rękę na
ramieniu, lecz ona odrzuciła ją energicznie. Bez słowa pobiegła w
kierunku stajen, Kuba chciał za nią pobiec, ale Krzysztof go
zatrzymał. -Niech odreaguje, przejdzie jej za góra dwa dni.
Zbiegła w
jaskinie, zapukała do drzwi Nikodema. Ten otworzył i zobaczył jej
załzawioną twarz. -Co się stało?? Wejdź... Usiadła na
materacu i oparła o zimną ścianę groty. -Co się stało Zuzia?
-Spalili mi.... dom... kościół.... przystań.... -Kto? -Nie wiem.
Ale mam podejrzenia co do MegaMontixa i Underlaya. Mogę zostać u
ciebie na jakiś czas? -Możesz nawet na zawsze. Dziewczyna się
rozejrzała po pomieszczeniu. Zostanie tu minimum tydzień. -A....
gdzie bym mogła spać? -Mam jedynie materac, damy radę we dwójkę,
będzie w sumie milej niż osobno. Uśmiechnął się do niej i
przysiadł. -Pamiętasz? -Tak. Przysunął się i objął ją
ramieniem. Obrócił się do niej i odgarnął grzywkę. Znalazł pod
nią jeszcze odrobinę załzawione oczy. Nawet nie poczuł jak
dziewczyna się do niego mocno przytuliła. -Chyba nie chcesz
pachnieć śmiercią jak ja? -Chyba tego właśnie chcę. -Herbaty?
-A
ja ci mówię, że jej nie przejdzie. Jak strzela focha to na długo.
-Zobaczymy ją najdalej na niedzielnej mszy. Duchowni:
Herobrine oraz Papież szli z powrotem do Rzymu zrobić dekoracje na
Wielki Post. Na ołtarzu bazyliki zobaczyli miecz. Kuba się
rozejrzał. -Ktokolwiek go tu zostawił ja bym go jednak
odłożył do magazynu... W
chwili kiedy Papież chwycił broń uruchomiła się zapadka i
Krzysztof z Herobrine zostali zalani lawą, na szczęście zdążyła
ich tylko oparzyć minimalnie. Pobiegli do zakrystii przemyć rany,
gdy zobaczyli na stole pismo związane czarną wstążką. Papież
obejrzał i otworzył nie zważając na rany.
Mamy
zaszczyt wypowiedzieć wojnę cesarstwu Bagoto
oraz
jego sojusznikom.
Ci,
co odmówili nam pomocy
niech
spodziewają się również ataku.
Underlay9,
DerFurher, MegaMontix
-SKANDAL! -Co się
stało? -Zobacz sam. Herobrine przeczytał wypowiedzenie wojny i
zrobił wielkie oczy. -Jeśli podpisali się we trzech to... za
trzy dni będzie atak...
1.5 Eksplozja wrogości
Parę dni później,
w sobotę w Bagoto miały się odbyć Ostatki. W Gasipolis Paweł się
zastanawiał w co się ubrać, w Rzeszy Bartosz pakował fajerwerki,
a w Rzymie Krzysztof już siodłał konia. W Bagoto natomiast Nikodem
miętosił w rękach zaproszenie na imprezę i patrzył na siebie w
odbiciu wody. Zastanawiał się jak się zamaskuje. Po chwili
zastanowienia postanowił, że najwyżej odpowie że źle się czuje.
Poprawił niebiesko - żółtą muszkę, niebieski garnitur i
przygładził czarne spodnie. -No to do roboty. Ruszył
korytarzami do domu dziewczyny, zapukał do drzwi.
Zuzka wdziała na
siebie niebiesko – żółtą suknię do kostek bez ramiączek.
Okręciła się jeszcze raz do lustra i nałożyła czarny cień na
powieki, podkręciła rzęsy i zrobiła kreskę. Cmonkęła do lustra
i usłyszała pukanie. Otworzyła, to był Nikodem. Rzuciła mu się
na szyję, on się zaśmiał. -Nadal nie wiesz? -Wiem, ale nie
jestem pewna na sto procent. -Upewnię cię dzisiaj, okej? -W dechę.
Otarł swoją rękę o jej policzek. Uśmiechnął się. -Gotowa?
Czy nadal będziesz niszczyć swoją naturę? -Mogę zmyć jak
chcesz. -Chcę. Zniknęła w łazience. Po pięciu minutach
ocierania powiek z tuszu do rzęs i innych kosmetyków pokazała się
znowu. -I taką cię uwielbiam. -Ja cię zawsze uwielbiam.
Przytulił ją w pasie i patrzeli na siebie w lustrze w łazience.
-Zzieleniałeś przez te pięć dni co czekałeś na zaproszenie.
-To z zmartwienia i smutku o swój los. Teraz jeśli mam ciebie obok
wszystko jest pewne. Stanęła naprzeciwko niego, spojrzała znów
w oczy i pocałowała w prosto w usta.
Bartosz już był w
Bagoto. Wyładował ciężkie kartony pełne wybuchów. Zapukał do
drzwi na Zmiennej 3 – domu Zuzix. -JEST TAM KTO? Chwila
ciszy i słychać było stukot butów, otworzyła właścicielka
domu. -Masz fajerwerki! Ale fajnie! Pomogę ci z nimi, tylko
poczekaj chwilę. Zeszła na dół i pokierowała Nikodema do
tymczasowego pomieszczenia, nie mógł wychodzić na dwór w słońce.
Potem wzięła jeden karton na plecy i zawlokła parę metrów dalej
pod dyskotekę „After 22”. Na Papa Mobile przyjechał Krzysztof,
został odprawiony, żeby zostawić konia w stajni. Poprosił jednak
Zuzkę żeby mu towarzyszyła. -Słuchaj, czy to co słyszałem
wtedy w Patatajcu to... -Wiem co robię. -Ty nigdy nie wiesz co
robisz. -Przynajmniej teraz jestem szczęśliwa. -Niektórzy także,
bo będą mieli na kogo polować. -Idź zapolować na miejsce w
boksie lepiej. Zasadziła klapsa siwemu koniowi który parsknął
i machnął ogonem. Wróciła do rozpakowywania wybuchów, zapadał
zmierzch. Fajerwerki były ustawione, przyjechał Paweł z Szymonem.
-Pierniczone wagoniki, tyłek mnie boli teraz. Szymon
zagwizdał na widok petard, Paweł z kolei spojrzał sceptycznie i
cicho się spytał organizatorki czy jest pewna, że nic nie zrobią.
Potwierdziła. Poszła do domu po Nikodema, który siedział na
skrzyni w garderobie. Jak zobaczył Zuzkę to wstał i podszedł
blisko. Ta wtuliła w niego głowę, on oparł swoją o jej. -Boję
się, że znów coś rozwalą. -Nie bój się, pomogę ci odbudować
w razie czego. -No to ruszamy.
Cała ekipa już
czekała z szampanem na Zuzkę. Drzwi się otwarły. W nich stała
para: Cesarz w sukni balowej w barwach narodowych, a obok nieznajomy
jegomość w niebieskim garniturze, czarnych spodniach i muszce tych
samych barw narodowych co jego para. Trzymali się za ręce.
Dziewczyna jednak puściła. -To jest Nikodem, trochę źle się
czuje, ale nie mógł odpuścić sobie imprezy jaką są OSTATKI!
Jedziemy! Przeskoczyła w swojej sukni ladę barku, wystawiła
trunki na kontuar i nastawiła płytę – na rozgrzewkę stara
piosenka z lat 80'. Pierwszy do barku zawitał Szymon. -Coś
bezalkoholowego prosz. -Może być alkohol? -Nie. Ale chętnie bym
wypił jakiś alkohol. Podała mu sok malinowy. -Mogę dodać
do tego śmiech. -Poproszę, płacę? -No chyba nie. Do lady
podszedł Nikodem. -Zatańczysz? -A umiesz dać czadu? -To się
okaże. Zwróciła się do ludzi, którzy stali po kątach. -To
co, robimy taniec w kole? Czy smutamy dalej? Wskoczyła na balkon
DJ-a i... uruchomiła zwoje dynamitu. Eksplodował cały balkon.
Zuzka leżała w dole ziemi nieprzytomna w pourywanej od spodu sukni.
Pierwszy zareagował Nikodem. Podbiegł do niej i wziął na ręce.
-Ma tętno. Gdzie tu jest szpital? -W Rzymie. -Jest tu gdzieś
dorożka? -Nie. Poszedł z Papieżem do stajni po jakiegoś
ciężkiego konia. Krzysztof jednak nie wytrzymał. -Czy ty jesteś
zombie? -Jaki zapłon... Pewnie, że tak. Chyba to wiedziałeś kiedy
celowałeś we mnie. -Czy ty i ona jesteście razem czy coś? -Czy ty
musisz zadawać tyle pytań? -Tak, ponieważ to jest cesarz z
powołania Boga i mianowana przez Kościół. A zombie to istoty
heretyckie. Reszta drogi upłynęła w ciszy. Złośliwa Little
Rainbow wysunęła pysk zza ogrodzenia, ale jak zobaczyła, że jej
pani jest ranna, to zaczęła wariować. W rezultacie zrobiła na
tyle dobry otwór, że przelazła. Szczypnęła duchownego za szaty i
spojrzała bojowym wzrokiem. W jego głowie zaświtał pomysł.
-Potworze, zrób jej uprząż z skóry albo nici, a ja pójdę po
wagonik. Nikodemowi nie spodobało się to określenie, a jeszcze
bardziej przebywanie z agresywnym kucykiem.
Chwilę później
usadowili dziewczynę w wagoniku ciągniętym z przodu przez Little
Rainbow a z tyłu przez Siwego Dyma. Sami dosiedli Papa Mobile'a i
Rosynanta. Nikodem głośno krzyknął i Rainbow ruszyła w kierunku
Rzymu. Byli już przy szpitalu, wagonik zaprzęgnięty w konie się
zatrzymał i Nikodem wyładował dziewczynę i zaniósł do łóżka
szpitalnego. Odkazili w dwójkę rany szarpane, opatrzyli krwawiące.
-To wszystko przez to rozpoczęcie Wielkiego Postu. Wszystko przez
ten katolicyzm. Krzysztof wrócił z okładem z gazy. -Oj nie.
Skoro akurat w dzień przed rozpoczęciem Wielkiego Postu, Pan
postanowił żeby to się stało to chce nam coś powiedzieć. Przez
chwilę siedzieli cicho. -Ale czemu ja też cierpię? -Bo wobec
ciebie potworze też ma jakiś plan. I mam nadzieję, że nie dotyczy
jej. Spojrzeli na siebie z nienawiścią.
W Bagoto wybuchła
kłótnia o to, kto podłożył ładunek. Wszyscy obwiniali Bartosza,
który miał styczność z materiałami wybuchowymi. Jednak jego w
Bagoto nie było do czasu kiedy przywiózł fajerwerki. Paweł walnął
się w czoło. -A Underlay i Montix? Nie byli tu kilka dni temu?
Wszyscy się złapali za głowy oprócz Bartosza, który nagle
musiał wyjść. Odpalił nogą załącznik i na ironię w powietrze
wyleciały kolorowe i radosne fajerwerki.
Na następny dzień
w szpitalu w Rzymie przy dziewczynie siedział Nikodem, Krzysztof
poszedł do bazyliki, żeby przygotować się na Popielec. Zombie
głaskał ją po głowie i szeptał prośby o wyzdrowienie. Otworzyła
oczy. -Jasny gwi...nt. Co mnie tak boli? -Prawdopodobnie wszystko.
Witaj ponownie wśród żywych i jednego umarlaka. Odwróciła do
niego głowę i się uśmiechnęła. -Masz na czole zapisane
jakieś pytanie, ale nie znam tego języka. Popatrzała w sufit.
-Nadal mam wątpliwości czy to nie jest zbyt... szalone,
nieodpowiedzialne, głupie. Chwilę siedzieli w milczeniu. -Nie.
Bo... bo ja cię po prostu kocham. Otworzyła oczy szerzej, już
rozbudzona. -Powtórz to, bo się przesłyszałam? -Kocham cię
Zuzka. -Ja ciebie też... Nikoś? Zaśmiał się na zdrobnienie
swojego imienia. -Może być i tak. Chciałbym ci to powiedzieć w
nocy, kiedy księżyc by świecił na nas na jakimś odludziu. Nie
czuję się dobrze w tym miejscu. Skrzywił się. Centrum religii
nie było dobrym miejscem dla zombie. Do pomieszczenia wszedł
kardynał Herobrine. -Sorry że mnie wcz... kto to jest i czemu to
jest zombie? Nikodem przewrócił oczami. -Ile klechów
jeszcze tędy się przewinie? -To jest Rzym. Stolica religijna i tego
typu. A co do twojego pytania Hero... to jest... przyjaciel. Bardzo
bardzo przyjaciel. Kuba Herobrine rozejrzał się. -Właśnie,
mam słodki prezent dla ciebie. Na stoliku wylądowało pudełko
czekoladek. -Ommmm, wiśniowe są? -Są. Otworzyła pudełko.
Podała je wpierw Nikodemowi, potem kapłanowi. -Co było na
imprezie? -Było... wybuchowo. Miałam ładną sukienkę ale sam
widzisz co się z nią stało. No i jestem cała poobijana. -E tam,
nadal jest fajna, trza tylko przyciąć od dołu. Ja lecę, bo mnie
Papież zasztyletuje za to, ze nie jestem w Kościele. Wpadnę
później. I wyszedł. Ostatnim gościem był Paweł. Z rękami w
kieszeniach rozejrzał się. -Widzę, że mamy tu zombie room.
-Ale ze srebrnych łyżek nie jemy. Czekoladkę? -Jak można to
chętnie. Wiemy kto mógł zrobić te ładunki pod konsoletą.
Underlay i Montix nie byli w Bagoto ostatnio przypadkiem? Nikodem
spojrzał na dziewczynę. -Byli. Zamordowali jej konia. Teraz to
przegięli. -Też tak sądzę. Trzeba się ruszyć i zrobić z nimi
porządek. Zuzka chciała zaprzeczyć, ale miała unieruchomiony
kręgosłup. -Niet. A co jeśli do nich dołączy Bartosz?
Będziemy skończeni. Pomyśl nad tym, bo trzeba zrobić z nimi
porządek, a do końca dnia i ja tu poleżę. Paweł wziął
czekoladkę do ręki. -Pomyslimy z Szymonem. Na razie. -Papatki.
Zostali sami. Przysłonięte rolety dodawały klimatu, ale
półmrok zdawał się być symbolem snu. -Wbijasz się pod
kołdrę? -A można? -A co się będziemy ograniczać? Wskoczył
ze śmiechem do chichrającej się dziewczyny. -Moje
czekoladkiiiiiiii... zostały po twojej stronie. Zrobiła smutną
minę i zombie podał jej pudełko które potem odsunął. -To ma
swoja cenę. Za każdą czekoladkę jednego buziaka poproszę.
Zaśmiał się i dostał co mu się należało, w zamian dał
czekoladkę. -Migdałowa! Nie lubię. Za karę ty mi dajesz. -W
nagrodę! I tak się wymieniali czekoladkami i całusami dopóki
nie wszedł kardynał DerFurher. W zasadzie to zajrzał przez dziurkę
od klucza i stwierdził, że KONIECZNIE musi o tym poinformować
Papieża. A mianowicie...
-Twoja święta
cesarz się deprawuje w łóżku z tym całym Nikodemem. -Nie wierzę
w to. -No to zapraszam do szpitala. Po chwili byli już przy
drzwiach do pokoju. Tam leżeli w wspólnym łóżku. Dziewczyna
spała, a Nikodem gładził jej włosy i ręką pokazał, że maja
być cicho. Jednak Bartosz nie miał takiego zamiaru. Zza ścian
wyskoczyli MegaMontix i Underlay gotowi do pojmania dziewczyny i
chłopaka. Obudziła się przestraszona nagłym zamieszaniem. Jak
tylko zobaczyła dwójkę, co zabiła Cyklona wyskoczyła z łóżka
i rzuciła się na obu. Nikodem również wyskoczył i chwycił ją
za ręce. Spojrzał na nią. Była cała w ranach i opatrunkach.
Poszarpana od dołu suknia nadal się przepięknie obracała.
Pogłaskał ją po ranie na policzku. -Nie wiem o co im chodzi,
ale nic nie zrobiliśmy. Zobaczymy się jak będzie po wszystkim.
Usatysfakcjonowani oprawcy pojmali obu w kajdany i poprowadzili
do sądu.
1.4 Śmierć i jej niewolnik
-Chodź Cyklon,
wejdziesz jeszcze trochę. Zuza wlekła ogiera do stajni.
Zaprzątnięta remontem stajnia Tessera w Bagoto niekoniecznie miała
dla niego miejsce, także rosły Cyklon musiał się podzielić
boksem z drobnym kucem. Dziewczyna odetchnęła jak zobaczyła, że
ogiery się dogadują i poszła do domu, zapadał zmrok. Pojawiły
się pierwsze potwory i tym samym została zmuszona, żeby zostać w
stajennym sklepie. Usiadła i zaczęła polerować siodło patrząc
przez okno. Pasące się dwa konie, dla których zabrakło miejsca
nie zwracały uwagi na chodzące wszędzie szkielety i zombie. Nagle
coś wyważyło drzwi. Zuza wstała i schowała się za ladą. Do
lokalu wszedł zombie. Miał na sobie typowe ciuchy; turkusowy
poszarpany t-shirt i ciemnoniebieskie spodnie. Karnację typową dla
zombie – zieloną, lecz nie aż tak, jak zwykli być. -Tylko nie
krzycz zbyt głośno. Chwycił dziewczynę za rękę, wrzucił na
barki i pobiegł w swoją stronę.
Obudziła się w
podziemnej komorze z bruku porośniętego mchem. W rogu była
skrzynia, a naprzeciwko wejścia był stół na którym leżała
zaczęta gra karciana w wojnę. Ona sama leżała na materacu, a
nieznany młody zombie siedział przy stoliku i siekał pietruszkę.
-A..ale j..ja nie lubię.. pi... -Ćśśś, to moja wina, trochę
szkieletów się ze mną pokłóciło. To lekarstwo. Nieznajome
monstrum zagotowało pietruszkę z jabłkiem. Dziewczyna zauważyła
rany na swojej nodze i na plecach. Obok materaca leżała zakrwawiona
strzała. Odzyskała płynność głosu dopiero po paru minutach. -Co
się tu stało? Gdzie ja jestem? Kim TY jesteś? Jegomość
uśmiechnął się i usiadł obok niej podając kubek z napojem. -Pij
i nie marudź. I znowu straciła przytomność.
Powoli się
wybudzała z sztucznego snu. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że
rany już nie były wodospadami krwi. -Już możesz krzyczeć.
Zuza obróciła się, on wciąż tam był. -Kto ty jesteś do
jasnej ciasnej? Wstał z materaca i ukłonił się po szlachecku.
-Nikodem, od niedawna zombie. Niestety. Obserwowałem cię od
jakiegoś czasu i stwierdziłem, że lepiej cię będzie porwać niż
narazić na śmierć ze strony Łukasza tej nocy. Ze zmrużonymi
oczami cesarz patrzała się na Nikodema. -Co ty chrzanisz za
przeproszeniem? -Bywałem w zamku w Endlearn i słyszałem o zamachu
na ciebie. Nie chcę zabijać, chcę ratować. Zuza rozejrzała
się z lękiem po pomieszczeniu. -Sam zrobiłem. Tak po
prawdzie to było to pomieszczenie jak każde inne mieszkanie zombie.
Jednak cesarz spojrzała na ścianę z przerażeniem. -A co z
końmi?! -Nie pomyślałem, myślałem że ty je trzymasz w innych
celach... -Lepiej już nie myśl. Wyprowadź mnie stąd, ja muszę
iść czatować. Nikodem wziął ją na barki i krętymi
korytarzami doszli do podziemi Patatajca – sklepu jeździeckiego.
Na górze słychać było krzątaninę. -Montix? Łukasz? Podeszli
we dwójkę na palcach przez poszczególne piętra aż za ladę. Za
drzwiami było widać dwójkę ludzi. Zombie Nikodem podrapał się w
swoją czarną czuprynę. -Znam ich, to jest Łukasz i ten jego
kolega. -Założę się że to oni. Ku zaskoczeniu zombiego Zuzka
wyskoczyła zza drzwi i pobiegła za dwójką wrogów, którzy
zmierzali w stronę boksów koni na zewnątrz. -STAĆ! Nikodem
biegł za nią dysząc ze zmęczenia. Z wariackim śmiechem Montix i
Underlay biegli z mieczami błyszczącymi w świetle księżyca w
kierunku Cyklona – B i jego małego przyjaciela. Montix nie
wytrzymał i rzucił w ogiera mieczem. Koń wydał przeraźliwe
rżenie, które wraz z krzykiem jego właścicielki poniosło się po
całym Bagoto. Dziewczyna podbiegła do swojego ulubieńca, tętno
malało. Usiłowała zatamować krwawienie zdzierając z siebie frak,
ale było za silne. Chwilę później Cyklon nie żył, oprawcy
zniknęli. Nikodem dokuśtykał do niej. Zobaczył co się dzieje i
stanął obok dziewczyny. -Przepraszam cię za moja głupotę.
Powinienem wiedzieć, zareagować. Przepraszam, jak mogę jeszcze cię
przeprosić? Chwila ciszy była napięta jak struna gitary.
Jednak dziewczyna nic nie powiedziała tylko usiadła z nadmiaru
emocji, Nikodem ją złapał, usiadł delikatnie i zaczął głaskać
po głowie. -Nie rób Nikodem. Odsunął rękę. I tak
siedzieli resztę nocy.
Nad ranem
dziewczyna obudziła się w swoim łóżku obok arbuza Albina. W
pokoju było zasłonięte okno, przez które patrzał Nikodem.
-Zasnęłaś. Ja muszę znikać, słyszałem, że tu są jakieś
przejścia podziemne do mojego mieszkania. Wpadnij kiedyś.
Przeciągnęła się i uśmiechnęła do zombie. -Dzięki za
zaproszenie. Ale raczej nie zawitam. I zniknął sunąc po
schodach. Cesarz odwinęła rolety okna, w którym zobaczyła jeźdźca
i konia. Zaśmiała się, po powiewającej sutannie dało się poznać
Papieża. Wzięła strój jeździecki, palcat i nowiutki czaprak z
naszytą własnoręcznie flagą miasta i wybiegła trzaskając
drzwiami. -KRZYSZTOF! CZEKAJ! Jeździec obrócił się,
istotnie był to Krzysztof. Jego koń, Papa Mobile zarżał radośnie
do podbiegającej. -Weźmiesz mnie na pakę? Potwierdził i
we dwójkę jechali do stajni. Zuzka się odezwała. -Wierzysz w
to, że zombie i szkielety i ta cała zgraja mają jakiekolwiek
uczucia? -Nie. To są nieumarli. To są szatany. Dlatego je zabijamy.
Bramy. Parę boksów już było gotowe, dzisiaj przeprowadzka
trzech koni. Zuza wbiegła do domu stajennego i w łazience się
przebrała. -Pomożesz mi? Wziąłbyś Twisting do drugiego boksu.
Rzuciła mu uwiąz i podreptała do Rosynanta. Pogłaskała
rozentuzjazmowanego konia, który na widok innego człowieka niż ona
drżał. Widział sytuację poprzedniego dnia. -No co tak długo
Zuzka? -Pojadę w teren, okej? -To ja potrenuję skoki. -To ja jednak
popatrzę. Jeździec wszedł na halę gdzie już były
rozstawione przeszkody. Po chwili rozgrzewki zaczął najazdy na
przeszkody. Mobile się strasznie szarpał, stawał dęba. -Daj mi
tego konia. Zuzka wsiadła na andaluza i spięła go mocno
łydkami, ruszył do przodu. Zaczęła szybko galopować. Potem
zatrzymała nagle konia i wycofała kilka kroków. -Będziesz
teraz grzeczny? Koń parsknął z niezadowoleniem. Dziewczyna
naprowadziła go na najniższą przeszkodę. Skoczył. Ona sama
zeszła z konia i dała go właścicielowi. -Miłej jazdy. Poszła
natomiast w kierunku koni, wprowadziła do stajni Rosynanta oraz
Romantyka i pobiegła do Patatajca. Pogłaskała ladę za którą
schowała się z Nikodemem. Chyba wie gdzie on mieszka. Wywiesiła na
drzwiach karteczkę z napisem „Zaraz wracam” i pobiegła w dół
magazynu.
Była już przy
jego mieszkaniu. Rozejrzała się po okolicy, była w jaskini, może
uda się zdobyć węgiel? Przy braku surowców zapukała do drzwi.
Otworzył jej sam Nikodem. -Jesteś! Czekałem. Zrzucił ze
stołu wciąż nierozegraną do końca partię wojny i dostawił
krzesło. -Wolałabym materac niż to krzesło.... Zaśmiali
się. -Jak mnie znalazłaś? -Szłam przed siebie. Znam tutejsze
podziemia. -I oto jesteś. -Oto jestem. Uśmiechnięty zielonkawy
osobnik zapatrzył się w ścianę. -Coś do picia może dla
ciebie? -Herbatę masz? -Owszem. Nastawił czajnik na ognisko.
-Nie przeszkadza ci to, że jestem no wiesz... zombie? Zdechlok? I
tego typu? -Liczy się charakter. Jesteś najuprzejmiejszym zombie
jakiego znam. Zostawił czajnik i dosiadł się do niej. -Mogę?
Potwierdziła, chociaż nie wiedziała sama co potwierdza.
Przysunął się bliżej, objął ją ramieniem. O dziwo nie
przeszkadzało jej to. Jedynie oparła głowę na jego ramieniu. -No
ty popatrz, ja ci zabiłem konia a ty się o mnie opierasz. -A cicho
siedź. Czajnik zagwizdał i Nikodem podniósł się, wrzucił
saszetki herbaty i znowu się dosiadł obiema rękami obejmując
ciepły kubek. -Nie parzy cię? -Jako zombie gorąco nic mi nie
robi. Chcesz sprawdzić? Wyciągnął do niej dłoń, sprawdziła.
Była jedynie przyjemnie ciepła. -Wolę grzać się o twoje ręce
niż o herbatę. Uśmiechnął się promiennie. Wziął jej ręce
w swoje i przybliżył twarz, patrzyli sobie w oczy. -Za to ty
masz chłodne.
Na powierzchni
Papież skończył trening. Ponieważ Mobile miał jeszcze potworne
zasoby energii założył na niego derkę żeby się nie przeziębił
od przemarznięcia potu, który nie wyschnął dokładnie po ciężkim
treningu i wypuścił na pastwisko. Poszedł do domu stajennego i
nastawił sobie herbatę. Zadzwonił telefon. -Halo? Tu Konik,
Emila znaczy się. Jest Zuzka? -Biskup Rzymu przy telefonie. Nie wiem
gdzie ona jest. -Bo chciałam trening. -Zobaczę do Patatajca czy jej
tam nie ma. Westchnął i odłożywszy słuchawkę poszedł do
sklepu jeździeckiego. Na ladzie leżały katalogi na wiosnę. Wziął
jeden i usiadł na krześle, nie chciał wchodzić do magazynu. Nagle
z niego wybiegła Zuzka a za nią zombie. Krzysztof napiął łuk i
wycelował w monstrum. -Chłopie! Znamy się jedną noc! -Ale...
-Moja wina, no już no! - Nie, ty też tego chcesz. -Problem w tym,
że sama nie wiem czego chcę. Nikodem odchylił się i natrafił
na strzelca. Obrócił się. -KTO TY JESTEŚ? Krzysztof,
zaskoczony że istnieje ktoś kto go nie zna, uprzejmie się
przedstawił... -Jego ekscelencja Najdostojniejszy Biskup Rzymu
Patriarcha Zachodu Wikariusz Chrystusa na Ziemi Następca Św. Piotra
najdos... Zuzka wzięła Nikodema z powrotem na stronę. -Przyjdź
za jakiś czas. Ja... muszę to przemyśleć... To jest zbyt dziwne.
Nie chcę historii rodem ze Zmierzchu. -Ale ja chcę! -Ja nie. Mam
pracę. Rozłożył ramiona do uścisku, zbliżył się, ale ona
musnęła jedynie ręką jego policzek. Podeszła do lady i spojrzała
na katalog. -Na stronie piątej jest fajny jaskrawy żółty
czaprak, idealny dla gniadoszy.
1.3 Kolejne ofiary
Następny ranek
powitał wszystkich deszczem. W Ivarsted Szymon siedział w swoim
domu i brzdąkał na gitarze różne rzeczy denerwując się na
riffy. W Gasipolis Paweł z kolei usiłował zagrać na keyboardzie
jakiś bliżej nieokreślony utwór, wkurzając się na dźwięk,
który musiał naciskać kciukiem. Zuzka denerwowała się na klacz,
z którą ćwiczyła, bo odmawiała skoku.. bo tak. Natomiast w
Rzymie Papież miał również niezbyt radosny poranek. Wstał z
ławki w kościele na której spał i poszedł do magazynu po coś do
zjedzenia dla siebie i Stasia. Gdy zwinął parasol i przekroczył
próg opuścił i parasol i szczękę. Na skrzyni przy wejściu leżał
jego pies, już nie biały, a poplamiony czerwoną krwią. Podbiegł
do ulubieńca i zlokalizował ranę. Była ona na szyi, sporych
rozmiarów. Zadzwonił po weterynarza – Zuzkę. W panice wziął
papiery, niepotrzebne skrawki umów pokojowych z Kalifornią i
usiłował tamować krwotok. Tętent kopyt oznajmił przybycie
dziewczyny, która rzuciła się do psa z walizką pełną rzeczy
ratujących życie. Stanisław piszczał i szukał pana nosem. Puls
malał, nos stawał się suchy jak wiór, blask w oczach zanikał.
Papież spojrzał na dziewczynę.
-Nic
się nie da zrobić, przecięta główna tętnica. Albo się wykrwawi
albo się wykrwawi.
Diagnoza dziewczyny
nie pocieszyła go. Przykucnął do skrzyni i pogłaskał przyjaciela
po głowie. Ten polizał go ledwo po ręce i zamknął oczy na
zawsze. Duchowny zrobił na jego czole znak krzyża, wstał i poszedł
po gąbkę, żeby umyć sierść zwierzaka do pogrzebu. Na skrzyni
pod psem leżał list.
Może
twój pies ci podpowie czy ma duszę, Łukasz i tak ma rację.
Zgniótł list i
spojrzał na cesarza. Miała zacięty wyraz twarzy, wiedziała z góry
kto to był.
-Krzysztof,
umyj go, a ja pojadę załatwić pewną sprawę. Trzym się.
Pogalopowała na
wyścigowym ogierze o imieniu Cyklon – B w kierunku Endlearn.
Zatrzymała
gwałtownie ogiera delikatnym sygnałem przed swoim tymczasowym
domem. Koń nastawił uszy i zaczął nawąchiwać.
-Hooo
Cyklon. Nic się nie dzieje.
Zapakowała resztę
swoich rzeczy z budowy stajni w Endlearn i zarzuciła je na grzbiet
Cyklona. Poszła do zamku, gdzie urzędował radośnie Łukasz.
Wjechała na koniu i rzuciła mu w twarz kilka okrwawionych papierów.
-Świetnie
się bawisz śmieciu?
-Wyśmienicie,
a co?
-To,
że pewien papież, w pewnym mieście stracił swojego psa. Była
napisana karteczka, że ktoś się zgadza z twoimi poglądami.
-No
i dobrze gada.
-Zgadzanie
się z samym sobą zakrawa o chorobę psychiczną.
-Psychiczna
to ty jesteś i te twoje koniki.
To już było
odrobinę zbyt wiele. Dziewczyna wyjęła diamentowy, błyszczący w
słońcu miecz i rozdarła chłopakowi na środku elegancką biurową
koszulę, drasnąwszy trochę skórę z której popłynęła
delikatna strużka krwi.
-Moje
ostatnie ostrzeżenie.
Schowała broń,
odwróciła konia, który kopnął tylną nogą w biurko i
wymaszerowali z zamku jak i miasta.
Paweł usłyszał
tętent kopyt. Wyłączył keyboarda głuchym trzaśnięciem, trochę
się zirytował na niego. Wyszedł przed bramę zamku. Stado koni
przygalopowało spod pola trzcinowego dopiero teraz. Westchnął,
znowu się zaczyna.
-Po
co ja w ogóle się zgodziłem wziąć te konie...
Wziął przewodnika
grupy, Clean'a, a reszta poszła za nimi w kierunku stadnin. Jak
tylko My Joy zauważyła Walking'a rzuciła się na przód grupy, za
co prawie dostała kopniaka od prowadzącego i wskoczyła do niego na
padok. Stojący z nim Hellraiser spłoszył się i nerwowo
przeskakiwał z kąta w kąt pastwiska, natomiast uradowany ogier
obwąchał klacz i donośnym kwikiem oznajmił swoją radość. Paweł
się delikatnie uśmiechnął i wprowadził resztę rumaków do
stajni.
1.2 Pierwsza krew
Paweł był w drodze
do Gasipolis. Z słuchawkami na uszach i płytą Depeche Mode w
odtwarzaczu sunął przez autostradowy chodnik. Swoją drogą,
żałował, że nie ma przy sobie konia, nie musiałby chodzić i
zdzierać podeszwy z butów. Jednak kiedy dotarł do miasta
skamieniał. Na ulicach rozprzestrzeniała się lawa topiąc chodniki
i ulice. Z krzykiem rzucił się do zamku rzucając na ziemię plecak
z... nie wnikajmy co współimprezowicze tam wrzucili. Wziął bruk i
zaczął zarzucać źródło cieczy surowcem. Szybko oddychając
patrzył jeszcze na miejsce w którym przed chwilą płynął
krwistoczerwony strumyk. Poszedł do stajni, jednak spodziewał się
co tam zastanie. W zasadzie nie zastanie, mianowicie koni, których
nie było faktycznie. Zza stajni wykłusowały trzy ogiery: Walking
in My Shoes, Clean i Hellraiser. Ten pierwszy, dumny, potężny
czarny ogier fryzyjski przeraźliwie zarżał. Podbiegł do swojego
dawnego boksu, który dzielił z My Joy. Klaczy nie było. Hellraiser
położył łeb na ramieniu właściciela, a Clean z złością w
oczach spojrzał w stronę morza. Paweł usiadł na chłodnym
chodniku przy stajni. Konie się położyły obok. W końcu wyciągnął
z kieszeni spodni telefon i zadzwonił najpierw do Ivarsted, potem do
Bagoto.
Pierwszy przyjechał
PyroMan, czyli Szymon. Wydawać by się mogło, że krzyczy, lecz to
Zuza jechała galopem na siwej klaczy w różowym fraku jeździeckim
i czarnych bryczesach, bez kasku, drąc się wniebogłosy i
wymachując diamentowym mieczem. W galopie zeskoczyła z klaczy,
jechała na oklep. Schowała miecz i się spytała co się dzieje.
Clean, który na widok Szymona jedynie machnął bujnym ogonem, na
widok dziewczyny skulił uszy. Hellraiser zainteresował się klaczą.
-Zabili.
Wszystkie.
-PIERNICZONE
TĘPE SZMIRY
Szymona teraz
faktycznie poniosło. Usiadł na płocie usiłując się uspokoić.
Paweł ukrywał skutecznie emocje mając obojętny wyraz twarzy,
jednak w jego głowie kłębiły się pytania; kto?, jak?, dlaczego?
Zuza z lekko załazawionymi oczyma weszła do stajni. W środku nie
było ciał, jedynie leżący Walking, który jak tylko usłyszał
kroki stulił uszy i walnął w ścianę boksu. Cała trójka po
chwili usiadła i zaczęła ciężko rozmyślać. Nagle Zuzka się
spytała;
-Czy
masz ciastka?
-Chyba
nie.
-Przy
ciastkach się lepiej myśli.
Postanowili, że
pójdą do zamku i zrobią je własnoręcznie. Paweł czekając na
rozgrzanie się pieca, poszedł do kur po jajka, natomiast Zuzka z
Szymonem poszli naścinać trzciny cukrowej. Z sierpami w dłoniach
poszli nad jezioro trochę za miastem. Usłyszeli rżenie koni,
dziewczyna pociągnęła chłopaka za bluzkę i skoczyli za krzaki.
Tam były konie Pawła! Przy nich ktoś się miotał. Zuza podeszła
cicho za kolejny krzak i pociągnęła delikatnie jakiegoś konia za
ogon. Spłoszył się, w sumie to cała grupka w popłochu zerwała
uwiązy, które były przy płocie i pogalopowała do stajni. Na trzy
cztery para wyskoczyła z krzaków i rzuciła się na chłopaka co
się krzątał przy rumakach, niestety zwiał. Poszli zatem zerwać
tą nieszczęsną trzcinę.
W rzymskim
magazynie Papież Krzysztof mrużąc oczy myślał co tak właściwie
miał do zrobienia. Podszedł do pierwszej lepszej skrzyni.
-Czas
przygotować Mszę.
Wziął trochę
chleba i wina do konsekracji i pomaszerował w kierunku kościoła do
Nowego Rzymu. Nowa część Wiecznego Miasta różniła się od jego
starej części większą przestrzenią pod budowę. Kiedy duchowny
szedł aleją przed nosem przemknęła mu spora sylwetka konia.
Postanowił jednak za nim pobiec, nieczęsto zdarza się widzieć
przebiegającego ulicą miasta wielkiego konia. Rumak zatrzymał się
w stajni. W sumie to słowo „zatrzymał” nie jest prawidłowe,
gdyż krążył od boksu do boksu, w pewnym momencie się zatrzymał
przy jednym. Położył się pod tabliczką z imieniem konia, który
powinien być w środku. Napis głosił:
kl.Sara
wł.
Papież
andaluzyjska
Owej Sary w boksie
nie było. Papież chciał wziąć konia za kantar, lecz kiedy tylko
się zbliżył ogier stulił uszy i kłapnął zebami. Zbierał się
do staniecia dęba i zmiażdżenia oponenta gdy...
-ROMEK
CO JA CI MÓWIŁAM O UCIECZKACH.
Romanian Boy, bo
takie pełne imię miał ogier, odwrócił się i spuścił głowę
na widok swojej właścicielki: Zuzix. Miała w ręku długi uwiąz i
pachniała arbuzem. Spojrzała na boks.
-Ooooo
chłopie, zakochałeś się chyba. Gdzie jest Sara?
Papież Krzysztof
pomyślał chwilkę.
-Nie
żyje, a spalenie ciała powierzyliśmy Underlayowi i Furherowi.
Dziewczyna
westchnęła i pogłaskała konia. Zaczepiła uwiąz o kantar, żeby
służył jako wodze i poczłapała na koniu do bazyliki, wykonując
telefon.
W owym kościele
czekało już grono zacnych gości. W jednej ławce siedzieli
MegaMontix, Underlay, DerFurher i ich podwładni, a w ławce po
drugiej stronie Paweł z Szymonem. Herobrine, którego prawdziwe imię
brzmi Kuba, wyszedł na front budynku. Do niego zbliżała się Zuzix
na Romanianie.
-O
co chodzi?
-Dałbyś
jeszcze coś ode mnie na modlitwę powszechną?
-Oks.
Msza się zaczęła.
Zuzix nie siedziała w ławce, siedziała na oklep na koniu, pilnując
ciasta arbuzowego. Msza przebiegała spokojnie dopóki Herobrine nie
powiedział....
-Módlmy
się za klacz rzymską o imieniu Sara, by jej dusza zaznała
wiecznego spokoju. Ciebie pro...
-HEREZJA
Underlay, Łukasz,
wstał.
-Konie
to zwierzęta, a zwierzęta duszy nie mają!
Na to oburzona
Zuzix, która się trzymała z boku, z wiadomych powodów, podeszła
bliżej, na koniu oczywiście.
-Jak
śmiesz tak mówić. Koń to też stworzenie, Bóg nie pozbawiłby go
duszy.
-Chcesz
się przekonać że w Niebie, a raczej piekle, nie ma koni?
Wyjął miecz i
zadał proste pchnięcie na jeźdźca, lecz ona mając szybki refleks
wyjęła swój (a to że drewniany to nie ma znaczenia) i zrzuciła
wrogowi hełm.
-Dzisiaj
mam dla ciebie litość frajerze, ale następnym razem wyciągnę
diamentowy. O MATKO JAKIE TO BYŁO SUCHE.
I zaczęła się
śmiać. Zdegustowany Krzysztof patrzył na to widowisko z lekkim
uśmiechem.
Po skończonej Mszy
wypełnionej śmiechami i dyskusją podczas kazania wszyscy rozeszli
się w swoją stronę. Papież ocierając czoło ze zmęczenia,
poszedł do kaplicy pod bazyliką. Rozejrzał się i wyciągnął z
biblioteki swój pamiętnik. Odkopał długopis spod sterty papierów
i zaczął pisać.
Najświętsza
Panienko. Nie mam już do nich siły. Łukasz ciągle szuka zaczepki
i prosi się o wydalenie z Kościoła, ale nie mogę go wyrzucić. A
co gorsze, nasz kardynał Bartosz go popiera. Chciałbym się też
pogodzić z Pawłem, ale co na to reszta? Proszę, pomóż.
Westchnął i
odłożył wszystko na miejsce. Popatrzał ze zgrozą na ogromną
stertę papierów. Trzeba będzie posprzątać.
W Gasipolis zapadał
zmrok. Paweł, Szymon i Zuzka, wykorzystując możliwości Romanian
Boy'a, jechali na nim we trójkę, ciągnąc siwą klacz na lince z
tyłu, a kierująca koniem dziewczyna rozwoziła kolegów do domu.
Panowała cisza, każdy rozmyślał o czymś innym. Nagle wypaliła;
-Ej,
patrzcie tam! Wielki Wóz! Ciekawe jak ludzie ogarnęli ten
gwiazdozbiór. Montix nigdy nie chciał patrzeć ze mną w gw...
-I
znowu się zacznie temat o nim. Gdybym miał blisko do domu to bym
wysiadł i szedł z buta, ale do Ivarsted daleko.
Dziewczyna spojrzała
ponownie na drogę, Paweł już powoli zasypiał na ramieniu Szymona.
W sumie to zrobienie Mszy o 22 w nocy i skończenie jej o 23 nie było
zbyt genialnym pomysłem ze strony Papieża.
1.1 Polityka, politycy
Piękne wczesne
popołudnie we wsi Bagoto. Cicho jak w grobie. Ta mała wieś liczy
sobie tylko 2 mieszkańców, lecz owa cisza to nie jest skutek małej
liczby ludzi. Jakby się przyjrzeć okolicy dyskoteki pod nazwą
„After 22”, a konkretnie na podwórze obok niej, można zauważyć
pierwsze ślady życia. Oto i kardynał Herobrine. Ubrany na
czerwono, głaszcze swoją czarną klacz o imieniu La Bomba. Dzień
wcześniej we wspomnianej dyskotece odbyła się impreza i to spora.
Na płocie leży okrycie wierzchnie kardynała, które na imprezie
zostało suto oblane firmowym drinkiem dyskoteki: Lord of Dirt.
Chłopak postanowił wywietrzyć salę, było w niej duszno. Na stole
DJ-a leżała cesarz Zuzix, przytulona do winylowej płyty zespołu
Depeche Mode. Herobrine się rozejrzał i postanowił, że weźmie
płytę dziewczynie, żeby się nie zepsuła. Powoli wyciągnął
rękę i....
-CO
TO ZA KRADZIEŻE CO?
Zaskoczony odskoczył
i huknął o solidny świerkowy słup. Cesarz się przeciągnęła i
zaczęła podrzucać i łapać płytę. Głośne ostrzeżenie
obudziło trzech pozostałych uczestników: PyroMana, który sobie
leżał na barku zaciskając uprzednio butelkę z tajemniczą
substancją, Papieża, który jakimś cudem leżał na wpół w
skrzyni pełnej kolorowych barwników, co spowodowało, że jego
białe szaty stały się przyjemnie kolorowe, a z ławek wstał
JanuszGasikot i trochę nieprzytomnie zadał pytanie co się działo
po tym jak wrzasnął że potwór z Loch Ness nadchodzi. Grupka się
zaśmiała. Papież, wygrzebawszy się z kufra, klasnął w dłonie.
Pomarańczowy pyłek rozsypał się z jego dłoni na stojącego obok
PyroMana.
-Pomarańczowa
rewolucja?
-Nie
zgadłeś, drogi Pyro.
Chłopak zrobił
posępną minę i Papież kontynuował.
-Dzisiaj
odbędzie się msza, wszyscy są zaproszeni, oprócz Gasikota.
W tym miejscu oboje
spojrzeli na siebie z nienawiścią. Kontynuował.
-Ponadto
Zuzix i Herobrine mogą zaprosić po jednej osobie.
Zuzix spojrzała na
Herobrina i w bezgłośnej naradzie wybrali obaj JanuszaGasikota.
Papież, niezadowolony, otrzepał z siebie róże, zielenie, brązy i
wyszedł z dyskoteki trzaskając drzwiami. Kardynał spojrzał na
drzwi na podwórze. Przez nie, ziewając wchodziła La Bomba.
Powiedział, że może ją już lepiej odprowadzi i poszedł,
zapominając o suszącym się czerwonym płaszczu. Dziewczyna usiadła
na blacie barku.
-Coś
mi mówi, że nie jest zbytnio zadowolony z naszego wyboru...
Pozostali pokiwali
głowami. Po chwili skoczyła i stanęła na owym blacie.
-Ku
chwale Rzymu, zorganizuję krucjatę, która zabije wszystkich którzy
mają cokolwiek wspólnego z Gasipolis wbrew piątemu przykazaniu!
Powiedziała to tak
komicznie, że wszyscy się zaczęli śmiać. Spytała się komu coś
nalać, gdy PyroMan oświadczył, że idzie czytać „Potop”.
Zuzix zeszła z barku i oparła ramiona na stole obok butelki
Martini, oświadczając, że to takie piękne; on i książka. Ze
strony chłopaka rozległ się ironiczny śmiech i wyszedł. W
budynku pozostali Zuzix i Gasikot. Król Gasipolis usiadł sobie na
ziemi przy barku. Cesarz go poklepała po głowie i wzięła mop z
magazynku. JanuszGasikot, który naprawdę ma na imię Paweł,
spojrzał się na nią nieprzytomnie.
-Co
ty robisz, weź odłóż to na później...
-Dobra,
kit, zrobię teraz, potem będę mieć wolne.
Król podniósł się
ciężko z podłogi i wywlekł się przez drzwi. Zdążył się
spytać, czy ona będzie w Gasipolis.
-Nie
dzisiaj, mam klacz do zajeżdżenia, ale może jutro.
-To
na razie.
W
tym czasie Papież był w drodze do swojego Rzymu. Nawet nie zauważył
jak minął bramy, był zbyt zajęty myśleniem, czym by tu doprać
szaty. Nagle coś go zahamowało. Była to wyciągnięta prosto ręka
DerFurhera, władcy Rzeszy. Papież zaskoczony bólem nosa wywołanym
głuchym uderzeniem dłoni o twarz dopiero po chwili skojarzył kto
to.
-Witam
kardynała.
-Witam
uprzejmie. Chciałbym podyskutować na pewien temat.
-Proszę,
mów.
-Wolałbym
iść w bardziej prywatne miejsce.
-A
to zapraszam do mojego magazynu.
Papież pokazał
drogę i poszli. U progu magazynu na swojego pana czekał biały
pies, który nie oszczędził duchownemu sporej porcji czułości.
Ten go zaczął targać i tak by się świetnie bawili, gdyby nie
chrząknięcie kardynała. Gospodarz skończył zabawę z psem i
poszli na górę usiąść na skrzynie.
-Więc
co chce przedyskutować nasz kolega z Rzeszy?
-Jesteście
zagrożeni ze strony Gasikota. Przyda wam się większa armia.
-Oni
są zbyt słabi. I tak to my zaatakujemy pierwsi. Z pomocą Stasia
wygramy, no nie piesku?
Stanisław, bo tak
miał na imię biały owczarek niemiecki, pomerdał ogonem i
szczeknął. W tej chwili zadzwonił telefon. Papież z przerażeniem
zobaczył, że to z Bagoto, bał się co cesarz dziwnego wymyśliła,
że do niego dzwoni.
-Siemka
Krzysztof, masz może mopa? Bo mój odmówił współpracy.
-Jak
mógł odmówić? Przecież mop nie żyje a co dopiero żeby mówił.
-KAŻDY
PRZEDMIOT MA DUSZĘ. To masz ten mop?
-Mam
psa z sierścią, która sprząta wszystko z podłogi pięknie się
brudząc przy okazji.
Pies zapiszczał,
jak usłyszał że o nim mowa i leżąc przeniósł wzrok z
DerFurhera na swojego pana. Dziewczyna podziękowała za psią pomoc
i się rozłączyła. Władca Rzeszy oparł głowę o ręce.
-No
i zostaje ONA. Nie wiadomo co wymyśli, a trzyma z Pawłem.
-No
nie żartuj, że się jej boisz...Poza tym mówiła kiedyś, że jest
tchórzliwa i tak dalej.
-Ale
ma jednak trochę oleju w głowie. Zamiast mózgu.
Zaśmiali się i
znów zadzwonił telefon, znowu od Zuzix.
-To
pożyczysz tego psa czy nie?
-Nie
mówiłem na serio...
-Już
dzwonię po FBI.. Jest tam ktoś obok?
-Tak,
Stasiu i Furher.
-Pozdrów
psa, Furhera nie. Możesz go ode mnie walnąć w głowę.
I odłożyła
słuchawkę. Zdezorientowany gość poradził, żeby następny
telefon zignorował. Powrócili do rozmowy o wojskach. Papież nie
dowierzał, że na Rzym może nadejść atak z sąsiedniego
Gasipolis.
-To
ja tu ustalam kto się z kim bije pełnoprawnie. Jak wypowiem wojnę,
mam od razu sojuszników przy sobie. I nie zmuszaj mnie BARTOSZU do
zapłacenia tobie za wsparcie, bo jako państwo chrześcijańskie
masz obowiązek bronić papieża i ukochanego Rzymu.
Furher, mający
naprawdę na imię Bartosz skrzywił minę. Nie podobało mu się, że
ktoś się z nim bawi w sługę i pana. Papież wstał, kardynał
zrobił to samo.
-Ale
dyktatorzy trzymają się razem. Czyż nie?
-Pewnie,
w razie czego ci pomożemy. Bezinteresownie.
Uścisnęli sobie
dłonie i Furher poszedł w kierunku swojej Rzeszy.
W Bagoto Zuzix
poradziła sobie i bez mopa – wzięła wielkiego ogiera, z
owłosieniem nad kopytami. Raz, dwa przeprowadziła go przez salę i
było sucho. Zadowolona z siebie usiadła na kontuarze barku i
spojrzała na czystą salę. Ogier, mający na imię Fresh and
Strong, spokojnie szedł w stronę wyjścia, w którym się zjawił
zaskoczony Herobrine.
-Co
to bydlę robi tutaj?
-Potrzebowałam
mopa.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)