Następny ranek
powitał wszystkich deszczem. W Ivarsted Szymon siedział w swoim
domu i brzdąkał na gitarze różne rzeczy denerwując się na
riffy. W Gasipolis Paweł z kolei usiłował zagrać na keyboardzie
jakiś bliżej nieokreślony utwór, wkurzając się na dźwięk,
który musiał naciskać kciukiem. Zuzka denerwowała się na klacz,
z którą ćwiczyła, bo odmawiała skoku.. bo tak. Natomiast w
Rzymie Papież miał również niezbyt radosny poranek. Wstał z
ławki w kościele na której spał i poszedł do magazynu po coś do
zjedzenia dla siebie i Stasia. Gdy zwinął parasol i przekroczył
próg opuścił i parasol i szczękę. Na skrzyni przy wejściu leżał
jego pies, już nie biały, a poplamiony czerwoną krwią. Podbiegł
do ulubieńca i zlokalizował ranę. Była ona na szyi, sporych
rozmiarów. Zadzwonił po weterynarza – Zuzkę. W panice wziął
papiery, niepotrzebne skrawki umów pokojowych z Kalifornią i
usiłował tamować krwotok. Tętent kopyt oznajmił przybycie
dziewczyny, która rzuciła się do psa z walizką pełną rzeczy
ratujących życie. Stanisław piszczał i szukał pana nosem. Puls
malał, nos stawał się suchy jak wiór, blask w oczach zanikał.
Papież spojrzał na dziewczynę.
-Nic
się nie da zrobić, przecięta główna tętnica. Albo się wykrwawi
albo się wykrwawi.
Diagnoza dziewczyny
nie pocieszyła go. Przykucnął do skrzyni i pogłaskał przyjaciela
po głowie. Ten polizał go ledwo po ręce i zamknął oczy na
zawsze. Duchowny zrobił na jego czole znak krzyża, wstał i poszedł
po gąbkę, żeby umyć sierść zwierzaka do pogrzebu. Na skrzyni
pod psem leżał list.
Może
twój pies ci podpowie czy ma duszę, Łukasz i tak ma rację.
Zgniótł list i
spojrzał na cesarza. Miała zacięty wyraz twarzy, wiedziała z góry
kto to był.
-Krzysztof,
umyj go, a ja pojadę załatwić pewną sprawę. Trzym się.
Pogalopowała na
wyścigowym ogierze o imieniu Cyklon – B w kierunku Endlearn.
Zatrzymała
gwałtownie ogiera delikatnym sygnałem przed swoim tymczasowym
domem. Koń nastawił uszy i zaczął nawąchiwać.
-Hooo
Cyklon. Nic się nie dzieje.
Zapakowała resztę
swoich rzeczy z budowy stajni w Endlearn i zarzuciła je na grzbiet
Cyklona. Poszła do zamku, gdzie urzędował radośnie Łukasz.
Wjechała na koniu i rzuciła mu w twarz kilka okrwawionych papierów.
-Świetnie
się bawisz śmieciu?
-Wyśmienicie,
a co?
-To,
że pewien papież, w pewnym mieście stracił swojego psa. Była
napisana karteczka, że ktoś się zgadza z twoimi poglądami.
-No
i dobrze gada.
-Zgadzanie
się z samym sobą zakrawa o chorobę psychiczną.
-Psychiczna
to ty jesteś i te twoje koniki.
To już było
odrobinę zbyt wiele. Dziewczyna wyjęła diamentowy, błyszczący w
słońcu miecz i rozdarła chłopakowi na środku elegancką biurową
koszulę, drasnąwszy trochę skórę z której popłynęła
delikatna strużka krwi.
-Moje
ostatnie ostrzeżenie.
Schowała broń,
odwróciła konia, który kopnął tylną nogą w biurko i
wymaszerowali z zamku jak i miasta.
Paweł usłyszał
tętent kopyt. Wyłączył keyboarda głuchym trzaśnięciem, trochę
się zirytował na niego. Wyszedł przed bramę zamku. Stado koni
przygalopowało spod pola trzcinowego dopiero teraz. Westchnął,
znowu się zaczyna.
-Po
co ja w ogóle się zgodziłem wziąć te konie...
Wziął przewodnika
grupy, Clean'a, a reszta poszła za nimi w kierunku stadnin. Jak
tylko My Joy zauważyła Walking'a rzuciła się na przód grupy, za
co prawie dostała kopniaka od prowadzącego i wskoczyła do niego na
padok. Stojący z nim Hellraiser spłoszył się i nerwowo
przeskakiwał z kąta w kąt pastwiska, natomiast uradowany ogier
obwąchał klacz i donośnym kwikiem oznajmił swoją radość. Paweł
się delikatnie uśmiechnął i wprowadził resztę rumaków do
stajni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz