Piękne wczesne
popołudnie we wsi Bagoto. Cicho jak w grobie. Ta mała wieś liczy
sobie tylko 2 mieszkańców, lecz owa cisza to nie jest skutek małej
liczby ludzi. Jakby się przyjrzeć okolicy dyskoteki pod nazwą
„After 22”, a konkretnie na podwórze obok niej, można zauważyć
pierwsze ślady życia. Oto i kardynał Herobrine. Ubrany na
czerwono, głaszcze swoją czarną klacz o imieniu La Bomba. Dzień
wcześniej we wspomnianej dyskotece odbyła się impreza i to spora.
Na płocie leży okrycie wierzchnie kardynała, które na imprezie
zostało suto oblane firmowym drinkiem dyskoteki: Lord of Dirt.
Chłopak postanowił wywietrzyć salę, było w niej duszno. Na stole
DJ-a leżała cesarz Zuzix, przytulona do winylowej płyty zespołu
Depeche Mode. Herobrine się rozejrzał i postanowił, że weźmie
płytę dziewczynie, żeby się nie zepsuła. Powoli wyciągnął
rękę i....
-CO
TO ZA KRADZIEŻE CO?
Zaskoczony odskoczył
i huknął o solidny świerkowy słup. Cesarz się przeciągnęła i
zaczęła podrzucać i łapać płytę. Głośne ostrzeżenie
obudziło trzech pozostałych uczestników: PyroMana, który sobie
leżał na barku zaciskając uprzednio butelkę z tajemniczą
substancją, Papieża, który jakimś cudem leżał na wpół w
skrzyni pełnej kolorowych barwników, co spowodowało, że jego
białe szaty stały się przyjemnie kolorowe, a z ławek wstał
JanuszGasikot i trochę nieprzytomnie zadał pytanie co się działo
po tym jak wrzasnął że potwór z Loch Ness nadchodzi. Grupka się
zaśmiała. Papież, wygrzebawszy się z kufra, klasnął w dłonie.
Pomarańczowy pyłek rozsypał się z jego dłoni na stojącego obok
PyroMana.
-Pomarańczowa
rewolucja?
-Nie
zgadłeś, drogi Pyro.
Chłopak zrobił
posępną minę i Papież kontynuował.
-Dzisiaj
odbędzie się msza, wszyscy są zaproszeni, oprócz Gasikota.
W tym miejscu oboje
spojrzeli na siebie z nienawiścią. Kontynuował.
-Ponadto
Zuzix i Herobrine mogą zaprosić po jednej osobie.
Zuzix spojrzała na
Herobrina i w bezgłośnej naradzie wybrali obaj JanuszaGasikota.
Papież, niezadowolony, otrzepał z siebie róże, zielenie, brązy i
wyszedł z dyskoteki trzaskając drzwiami. Kardynał spojrzał na
drzwi na podwórze. Przez nie, ziewając wchodziła La Bomba.
Powiedział, że może ją już lepiej odprowadzi i poszedł,
zapominając o suszącym się czerwonym płaszczu. Dziewczyna usiadła
na blacie barku.
-Coś
mi mówi, że nie jest zbytnio zadowolony z naszego wyboru...
Pozostali pokiwali
głowami. Po chwili skoczyła i stanęła na owym blacie.
-Ku
chwale Rzymu, zorganizuję krucjatę, która zabije wszystkich którzy
mają cokolwiek wspólnego z Gasipolis wbrew piątemu przykazaniu!
Powiedziała to tak
komicznie, że wszyscy się zaczęli śmiać. Spytała się komu coś
nalać, gdy PyroMan oświadczył, że idzie czytać „Potop”.
Zuzix zeszła z barku i oparła ramiona na stole obok butelki
Martini, oświadczając, że to takie piękne; on i książka. Ze
strony chłopaka rozległ się ironiczny śmiech i wyszedł. W
budynku pozostali Zuzix i Gasikot. Król Gasipolis usiadł sobie na
ziemi przy barku. Cesarz go poklepała po głowie i wzięła mop z
magazynku. JanuszGasikot, który naprawdę ma na imię Paweł,
spojrzał się na nią nieprzytomnie.
-Co
ty robisz, weź odłóż to na później...
-Dobra,
kit, zrobię teraz, potem będę mieć wolne.
Król podniósł się
ciężko z podłogi i wywlekł się przez drzwi. Zdążył się
spytać, czy ona będzie w Gasipolis.
-Nie
dzisiaj, mam klacz do zajeżdżenia, ale może jutro.
-To
na razie.
W
tym czasie Papież był w drodze do swojego Rzymu. Nawet nie zauważył
jak minął bramy, był zbyt zajęty myśleniem, czym by tu doprać
szaty. Nagle coś go zahamowało. Była to wyciągnięta prosto ręka
DerFurhera, władcy Rzeszy. Papież zaskoczony bólem nosa wywołanym
głuchym uderzeniem dłoni o twarz dopiero po chwili skojarzył kto
to.
-Witam
kardynała.
-Witam
uprzejmie. Chciałbym podyskutować na pewien temat.
-Proszę,
mów.
-Wolałbym
iść w bardziej prywatne miejsce.
-A
to zapraszam do mojego magazynu.
Papież pokazał
drogę i poszli. U progu magazynu na swojego pana czekał biały
pies, który nie oszczędził duchownemu sporej porcji czułości.
Ten go zaczął targać i tak by się świetnie bawili, gdyby nie
chrząknięcie kardynała. Gospodarz skończył zabawę z psem i
poszli na górę usiąść na skrzynie.
-Więc
co chce przedyskutować nasz kolega z Rzeszy?
-Jesteście
zagrożeni ze strony Gasikota. Przyda wam się większa armia.
-Oni
są zbyt słabi. I tak to my zaatakujemy pierwsi. Z pomocą Stasia
wygramy, no nie piesku?
Stanisław, bo tak
miał na imię biały owczarek niemiecki, pomerdał ogonem i
szczeknął. W tej chwili zadzwonił telefon. Papież z przerażeniem
zobaczył, że to z Bagoto, bał się co cesarz dziwnego wymyśliła,
że do niego dzwoni.
-Siemka
Krzysztof, masz może mopa? Bo mój odmówił współpracy.
-Jak
mógł odmówić? Przecież mop nie żyje a co dopiero żeby mówił.
-KAŻDY
PRZEDMIOT MA DUSZĘ. To masz ten mop?
-Mam
psa z sierścią, która sprząta wszystko z podłogi pięknie się
brudząc przy okazji.
Pies zapiszczał,
jak usłyszał że o nim mowa i leżąc przeniósł wzrok z
DerFurhera na swojego pana. Dziewczyna podziękowała za psią pomoc
i się rozłączyła. Władca Rzeszy oparł głowę o ręce.
-No
i zostaje ONA. Nie wiadomo co wymyśli, a trzyma z Pawłem.
-No
nie żartuj, że się jej boisz...Poza tym mówiła kiedyś, że jest
tchórzliwa i tak dalej.
-Ale
ma jednak trochę oleju w głowie. Zamiast mózgu.
Zaśmiali się i
znów zadzwonił telefon, znowu od Zuzix.
-To
pożyczysz tego psa czy nie?
-Nie
mówiłem na serio...
-Już
dzwonię po FBI.. Jest tam ktoś obok?
-Tak,
Stasiu i Furher.
-Pozdrów
psa, Furhera nie. Możesz go ode mnie walnąć w głowę.
I odłożyła
słuchawkę. Zdezorientowany gość poradził, żeby następny
telefon zignorował. Powrócili do rozmowy o wojskach. Papież nie
dowierzał, że na Rzym może nadejść atak z sąsiedniego
Gasipolis.
-To
ja tu ustalam kto się z kim bije pełnoprawnie. Jak wypowiem wojnę,
mam od razu sojuszników przy sobie. I nie zmuszaj mnie BARTOSZU do
zapłacenia tobie za wsparcie, bo jako państwo chrześcijańskie
masz obowiązek bronić papieża i ukochanego Rzymu.
Furher, mający
naprawdę na imię Bartosz skrzywił minę. Nie podobało mu się, że
ktoś się z nim bawi w sługę i pana. Papież wstał, kardynał
zrobił to samo.
-Ale
dyktatorzy trzymają się razem. Czyż nie?
-Pewnie,
w razie czego ci pomożemy. Bezinteresownie.
Uścisnęli sobie
dłonie i Furher poszedł w kierunku swojej Rzeszy.
W Bagoto Zuzix
poradziła sobie i bez mopa – wzięła wielkiego ogiera, z
owłosieniem nad kopytami. Raz, dwa przeprowadziła go przez salę i
było sucho. Zadowolona z siebie usiadła na kontuarze barku i
spojrzała na czystą salę. Ogier, mający na imię Fresh and
Strong, spokojnie szedł w stronę wyjścia, w którym się zjawił
zaskoczony Herobrine.
-Co
to bydlę robi tutaj?
-Potrzebowałam
mopa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz