piątek, 21 sierpnia 2015

1.1 Polityka, politycy

Piękne wczesne popołudnie we wsi Bagoto. Cicho jak w grobie. Ta mała wieś liczy sobie tylko 2 mieszkańców, lecz owa cisza to nie jest skutek małej liczby ludzi. Jakby się przyjrzeć okolicy dyskoteki pod nazwą „After 22”, a konkretnie na podwórze obok niej, można zauważyć pierwsze ślady życia. Oto i kardynał Herobrine. Ubrany na czerwono, głaszcze swoją czarną klacz o imieniu La Bomba. Dzień wcześniej we wspomnianej dyskotece odbyła się impreza i to spora. Na płocie leży okrycie wierzchnie kardynała, które na imprezie zostało suto oblane firmowym drinkiem dyskoteki: Lord of Dirt. Chłopak postanowił wywietrzyć salę, było w niej duszno. Na stole DJ-a leżała cesarz Zuzix, przytulona do winylowej płyty zespołu Depeche Mode. Herobrine się rozejrzał i postanowił, że weźmie płytę dziewczynie, żeby się nie zepsuła. Powoli wyciągnął rękę i....
-CO TO ZA KRADZIEŻE CO?
Zaskoczony odskoczył i huknął o solidny świerkowy słup. Cesarz się przeciągnęła i zaczęła podrzucać i łapać płytę. Głośne ostrzeżenie obudziło trzech pozostałych uczestników: PyroMana, który sobie leżał na barku zaciskając uprzednio butelkę z tajemniczą substancją, Papieża, który jakimś cudem leżał na wpół w skrzyni pełnej kolorowych barwników, co spowodowało, że jego białe szaty stały się przyjemnie kolorowe, a z ławek wstał JanuszGasikot i trochę nieprzytomnie zadał pytanie co się działo po tym jak wrzasnął że potwór z Loch Ness nadchodzi. Grupka się zaśmiała. Papież, wygrzebawszy się z kufra, klasnął w dłonie. Pomarańczowy pyłek rozsypał się z jego dłoni na stojącego obok PyroMana.
-Pomarańczowa rewolucja?
-Nie zgadłeś, drogi Pyro.
Chłopak zrobił posępną minę i Papież kontynuował.
-Dzisiaj odbędzie się msza, wszyscy są zaproszeni, oprócz Gasikota.
W tym miejscu oboje spojrzeli na siebie z nienawiścią. Kontynuował.
-Ponadto Zuzix i Herobrine mogą zaprosić po jednej osobie.
Zuzix spojrzała na Herobrina i w bezgłośnej naradzie wybrali obaj JanuszaGasikota. Papież, niezadowolony, otrzepał z siebie róże, zielenie, brązy i wyszedł z dyskoteki trzaskając drzwiami. Kardynał spojrzał na drzwi na podwórze. Przez nie, ziewając wchodziła La Bomba. Powiedział, że może ją już lepiej odprowadzi i poszedł, zapominając o suszącym się czerwonym płaszczu. Dziewczyna usiadła na blacie barku.
-Coś mi mówi, że nie jest zbytnio zadowolony z naszego wyboru...
Pozostali pokiwali głowami. Po chwili skoczyła i stanęła na owym blacie.
-Ku chwale Rzymu, zorganizuję krucjatę, która zabije wszystkich którzy mają cokolwiek wspólnego z Gasipolis wbrew piątemu przykazaniu!
Powiedziała to tak komicznie, że wszyscy się zaczęli śmiać. Spytała się komu coś nalać, gdy PyroMan oświadczył, że idzie czytać „Potop”. Zuzix zeszła z barku i oparła ramiona na stole obok butelki Martini, oświadczając, że to takie piękne; on i książka. Ze strony chłopaka rozległ się ironiczny śmiech i wyszedł. W budynku pozostali Zuzix i Gasikot. Król Gasipolis usiadł sobie na ziemi przy barku. Cesarz go poklepała po głowie i wzięła mop z magazynku. JanuszGasikot, który naprawdę ma na imię Paweł, spojrzał się na nią nieprzytomnie.
-Co ty robisz, weź odłóż to na później...
-Dobra, kit, zrobię teraz, potem będę mieć wolne.
Król podniósł się ciężko z podłogi i wywlekł się przez drzwi. Zdążył się spytać, czy ona będzie w Gasipolis.
-Nie dzisiaj, mam klacz do zajeżdżenia, ale może jutro.
-To na razie.

W tym czasie Papież był w drodze do swojego Rzymu. Nawet nie zauważył jak minął bramy, był zbyt zajęty myśleniem, czym by tu doprać szaty. Nagle coś go zahamowało. Była to wyciągnięta prosto ręka DerFurhera, władcy Rzeszy. Papież zaskoczony bólem nosa wywołanym głuchym uderzeniem dłoni o twarz dopiero po chwili skojarzył kto to.
-Witam kardynała.
-Witam uprzejmie. Chciałbym podyskutować na pewien temat.
-Proszę, mów.
-Wolałbym iść w bardziej prywatne miejsce.
-A to zapraszam do mojego magazynu.
Papież pokazał drogę i poszli. U progu magazynu na swojego pana czekał biały pies, który nie oszczędził duchownemu sporej porcji czułości. Ten go zaczął targać i tak by się świetnie bawili, gdyby nie chrząknięcie kardynała. Gospodarz skończył zabawę z psem i poszli na górę usiąść na skrzynie.
-Więc co chce przedyskutować nasz kolega z Rzeszy?
-Jesteście zagrożeni ze strony Gasikota. Przyda wam się większa armia.
-Oni są zbyt słabi. I tak to my zaatakujemy pierwsi. Z pomocą Stasia wygramy, no nie piesku?
Stanisław, bo tak miał na imię biały owczarek niemiecki, pomerdał ogonem i szczeknął. W tej chwili zadzwonił telefon. Papież z przerażeniem zobaczył, że to z Bagoto, bał się co cesarz dziwnego wymyśliła, że do niego dzwoni.
-Siemka Krzysztof, masz może mopa? Bo mój odmówił współpracy.
-Jak mógł odmówić? Przecież mop nie żyje a co dopiero żeby mówił.
-KAŻDY PRZEDMIOT MA DUSZĘ. To masz ten mop?
-Mam psa z sierścią, która sprząta wszystko z podłogi pięknie się brudząc przy okazji.
Pies zapiszczał, jak usłyszał że o nim mowa i leżąc przeniósł wzrok z DerFurhera na swojego pana. Dziewczyna podziękowała za psią pomoc i się rozłączyła. Władca Rzeszy oparł głowę o ręce.
-No i zostaje ONA. Nie wiadomo co wymyśli, a trzyma z Pawłem.
-No nie żartuj, że się jej boisz...Poza tym mówiła kiedyś, że jest tchórzliwa i tak dalej.
-Ale ma jednak trochę oleju w głowie. Zamiast mózgu.
Zaśmiali się i znów zadzwonił telefon, znowu od Zuzix.
-To pożyczysz tego psa czy nie?
-Nie mówiłem na serio...
-Już dzwonię po FBI.. Jest tam ktoś obok?
-Tak, Stasiu i Furher.
-Pozdrów psa, Furhera nie. Możesz go ode mnie walnąć w głowę.
I odłożyła słuchawkę. Zdezorientowany gość poradził, żeby następny telefon zignorował. Powrócili do rozmowy o wojskach. Papież nie dowierzał, że na Rzym może nadejść atak z sąsiedniego Gasipolis.
-To ja tu ustalam kto się z kim bije pełnoprawnie. Jak wypowiem wojnę, mam od razu sojuszników przy sobie. I nie zmuszaj mnie BARTOSZU do zapłacenia tobie za wsparcie, bo jako państwo chrześcijańskie masz obowiązek bronić papieża i ukochanego Rzymu.
Furher, mający naprawdę na imię Bartosz skrzywił minę. Nie podobało mu się, że ktoś się z nim bawi w sługę i pana. Papież wstał, kardynał zrobił to samo.
-Ale dyktatorzy trzymają się razem. Czyż nie?
-Pewnie, w razie czego ci pomożemy. Bezinteresownie.
Uścisnęli sobie dłonie i Furher poszedł w kierunku swojej Rzeszy. 

W Bagoto Zuzix poradziła sobie i bez mopa – wzięła wielkiego ogiera, z owłosieniem nad kopytami. Raz, dwa przeprowadziła go przez salę i było sucho. Zadowolona z siebie usiadła na kontuarze barku i spojrzała na czystą salę. Ogier, mający na imię Fresh and Strong, spokojnie szedł w stronę wyjścia, w którym się zjawił zaskoczony Herobrine.
-Co to bydlę robi tutaj?
-Potrzebowałam mopa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz