piątek, 21 sierpnia 2015

1.2 Pierwsza krew

Paweł był w drodze do Gasipolis. Z słuchawkami na uszach i płytą Depeche Mode w odtwarzaczu sunął przez autostradowy chodnik. Swoją drogą, żałował, że nie ma przy sobie konia, nie musiałby chodzić i zdzierać podeszwy z butów. Jednak kiedy dotarł do miasta skamieniał. Na ulicach rozprzestrzeniała się lawa topiąc chodniki i ulice. Z krzykiem rzucił się do zamku rzucając na ziemię plecak z... nie wnikajmy co współimprezowicze tam wrzucili. Wziął bruk i zaczął zarzucać źródło cieczy surowcem. Szybko oddychając patrzył jeszcze na miejsce w którym przed chwilą płynął krwistoczerwony strumyk. Poszedł do stajni, jednak spodziewał się co tam zastanie. W zasadzie nie zastanie, mianowicie koni, których nie było faktycznie. Zza stajni wykłusowały trzy ogiery: Walking in My Shoes, Clean i Hellraiser. Ten pierwszy, dumny, potężny czarny ogier fryzyjski przeraźliwie zarżał. Podbiegł do swojego dawnego boksu, który dzielił z My Joy. Klaczy nie było. Hellraiser położył łeb na ramieniu właściciela, a Clean z złością w oczach spojrzał w stronę morza. Paweł usiadł na chłodnym chodniku przy stajni. Konie się położyły obok. W końcu wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zadzwonił najpierw do Ivarsted, potem do Bagoto.

Pierwszy przyjechał PyroMan, czyli Szymon. Wydawać by się mogło, że krzyczy, lecz to Zuza jechała galopem na siwej klaczy w różowym fraku jeździeckim i czarnych bryczesach, bez kasku, drąc się wniebogłosy i wymachując diamentowym mieczem. W galopie zeskoczyła z klaczy, jechała na oklep. Schowała miecz i się spytała co się dzieje. Clean, który na widok Szymona jedynie machnął bujnym ogonem, na widok dziewczyny skulił uszy. Hellraiser zainteresował się klaczą.
-Zabili. Wszystkie.
-PIERNICZONE TĘPE SZMIRY
Szymona teraz faktycznie poniosło. Usiadł na płocie usiłując się uspokoić. Paweł ukrywał skutecznie emocje mając obojętny wyraz twarzy, jednak w jego głowie kłębiły się pytania; kto?, jak?, dlaczego? Zuza z lekko załazawionymi oczyma weszła do stajni. W środku nie było ciał, jedynie leżący Walking, który jak tylko usłyszał kroki stulił uszy i walnął w ścianę boksu. Cała trójka po chwili usiadła i zaczęła ciężko rozmyślać. Nagle Zuzka się spytała;
-Czy masz ciastka?
-Chyba nie.
-Przy ciastkach się lepiej myśli.
Postanowili, że pójdą do zamku i zrobią je własnoręcznie. Paweł czekając na rozgrzanie się pieca, poszedł do kur po jajka, natomiast Zuzka z Szymonem poszli naścinać trzciny cukrowej. Z sierpami w dłoniach poszli nad jezioro trochę za miastem. Usłyszeli rżenie koni, dziewczyna pociągnęła chłopaka za bluzkę i skoczyli za krzaki. Tam były konie Pawła! Przy nich ktoś się miotał. Zuza podeszła cicho za kolejny krzak i pociągnęła delikatnie jakiegoś konia za ogon. Spłoszył się, w sumie to cała grupka w popłochu zerwała uwiązy, które były przy płocie i pogalopowała do stajni. Na trzy cztery para wyskoczyła z krzaków i rzuciła się na chłopaka co się krzątał przy rumakach, niestety zwiał. Poszli zatem zerwać tą nieszczęsną trzcinę.

W rzymskim magazynie Papież Krzysztof mrużąc oczy myślał co tak właściwie miał do zrobienia. Podszedł do pierwszej lepszej skrzyni.
-Czas przygotować Mszę.
Wziął trochę chleba i wina do konsekracji i pomaszerował w kierunku kościoła do Nowego Rzymu. Nowa część Wiecznego Miasta różniła się od jego starej części większą przestrzenią pod budowę. Kiedy duchowny szedł aleją przed nosem przemknęła mu spora sylwetka konia. Postanowił jednak za nim pobiec, nieczęsto zdarza się widzieć przebiegającego ulicą miasta wielkiego konia. Rumak zatrzymał się w stajni. W sumie to słowo „zatrzymał” nie jest prawidłowe, gdyż krążył od boksu do boksu, w pewnym momencie się zatrzymał przy jednym. Położył się pod tabliczką z imieniem konia, który powinien być w środku. Napis głosił:
kl.Sara
wł. Papież
andaluzyjska
Owej Sary w boksie nie było. Papież chciał wziąć konia za kantar, lecz kiedy tylko się zbliżył ogier stulił uszy i kłapnął zebami. Zbierał się do staniecia dęba i zmiażdżenia oponenta gdy...
-ROMEK CO JA CI MÓWIŁAM O UCIECZKACH.
Romanian Boy, bo takie pełne imię miał ogier, odwrócił się i spuścił głowę na widok swojej właścicielki: Zuzix. Miała w ręku długi uwiąz i pachniała arbuzem. Spojrzała na boks.
-Ooooo chłopie, zakochałeś się chyba. Gdzie jest Sara?
Papież Krzysztof pomyślał chwilkę.
-Nie żyje, a spalenie ciała powierzyliśmy Underlayowi i Furherowi.
Dziewczyna westchnęła i pogłaskała konia. Zaczepiła uwiąz o kantar, żeby służył jako wodze i poczłapała na koniu do bazyliki, wykonując telefon.
W owym kościele czekało już grono zacnych gości. W jednej ławce siedzieli MegaMontix, Underlay, DerFurher i ich podwładni, a w ławce po drugiej stronie Paweł z Szymonem. Herobrine, którego prawdziwe imię brzmi Kuba, wyszedł na front budynku. Do niego zbliżała się Zuzix na Romanianie.
-O co chodzi?
-Dałbyś jeszcze coś ode mnie na modlitwę powszechną?
-Oks.

Msza się zaczęła. Zuzix nie siedziała w ławce, siedziała na oklep na koniu, pilnując ciasta arbuzowego. Msza przebiegała spokojnie dopóki Herobrine nie powiedział....
-Módlmy się za klacz rzymską o imieniu Sara, by jej dusza zaznała wiecznego spokoju. Ciebie pro...
-HEREZJA
Underlay, Łukasz, wstał.
-Konie to zwierzęta, a zwierzęta duszy nie mają!
Na to oburzona Zuzix, która się trzymała z boku, z wiadomych powodów, podeszła bliżej, na koniu oczywiście.
-Jak śmiesz tak mówić. Koń to też stworzenie, Bóg nie pozbawiłby go duszy.
-Chcesz się przekonać że w Niebie, a raczej piekle, nie ma koni?
Wyjął miecz i zadał proste pchnięcie na jeźdźca, lecz ona mając szybki refleks wyjęła swój (a to że drewniany to nie ma znaczenia) i zrzuciła wrogowi hełm.
-Dzisiaj mam dla ciebie litość frajerze, ale następnym razem wyciągnę diamentowy. O MATKO JAKIE TO BYŁO SUCHE.
I zaczęła się śmiać. Zdegustowany Krzysztof patrzył na to widowisko z lekkim uśmiechem.

Po skończonej Mszy wypełnionej śmiechami i dyskusją podczas kazania wszyscy rozeszli się w swoją stronę. Papież ocierając czoło ze zmęczenia, poszedł do kaplicy pod bazyliką. Rozejrzał się i wyciągnął z biblioteki swój pamiętnik. Odkopał długopis spod sterty papierów i zaczął pisać.
Najświętsza Panienko. Nie mam już do nich siły. Łukasz ciągle szuka zaczepki i prosi się o wydalenie z Kościoła, ale nie mogę go wyrzucić. A co gorsze, nasz kardynał Bartosz go popiera. Chciałbym się też pogodzić z Pawłem, ale co na to reszta? Proszę, pomóż.
Westchnął i odłożył wszystko na miejsce. Popatrzał ze zgrozą na ogromną stertę papierów. Trzeba będzie posprzątać.

W Gasipolis zapadał zmrok. Paweł, Szymon i Zuzka, wykorzystując możliwości Romanian Boy'a, jechali na nim we trójkę, ciągnąc siwą klacz na lince z tyłu, a kierująca koniem dziewczyna rozwoziła kolegów do domu. Panowała cisza, każdy rozmyślał o czymś innym. Nagle wypaliła;
-Ej, patrzcie tam! Wielki Wóz! Ciekawe jak ludzie ogarnęli ten gwiazdozbiór. Montix nigdy nie chciał patrzeć ze mną w gw...
-I znowu się zacznie temat o nim. Gdybym miał blisko do domu to bym wysiadł i szedł z buta, ale do Ivarsted daleko.
Dziewczyna spojrzała ponownie na drogę, Paweł już powoli zasypiał na ramieniu Szymona. W sumie to zrobienie Mszy o 22 w nocy i skończenie jej o 23 nie było zbyt genialnym pomysłem ze strony Papieża.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz